Czy Polacy powinni obawiać się Federacji Rosyjskiej? Jaka jest rosyjska strategia? Czy sankcje są w stanie powstrzymać agresywną politykę Kremla? Czy Polska powinna angażować się w konflikt ukraińsko-rosyjski? O opinię zapytaliśmy doktora Leszka Sykulskiego.
Wielu Polaków aktualnie jest, mówiąc kolokwialnie, wystraszonych sytuacją za wschodnią granicą. Obawiają się, że stan wojenny na Ukrainie może przyczynić się do większej aktywacji wojsk Rzeczypospolitej. Czy Polska jest w jakikolwiek sposób zagrożona ze strony rosyjskiej?
Należy sobie zadać zasadnicze pytanie: dlaczego stan wojenny nie został wprowadzony w lutym 2014 r., kiedy Rosja dokonała inwazji na Ukrainę, anektując Półwysep Krymski? Dlaczego stan wojenny nie został wprowadzony po rozpoczęciu wojny obejmującej wschodnie obwody państwa i po powstaniu separatystycznych Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej? Od ponad czterech lat Ukraina jest faktycznie w stanie wojny z Rosją, a stan wojenny wprowadzono w zaledwie 10 obwodach po drobnym incydencie morskim. Jednak Ukraina większość zakupów zbrojeniowych dokonuje w Rosji, ponad połowa dostaw węgla na Ukrainę także pochodzi z Rosji, a prezydent Poroszenko posiada zakłady produkcyjne (czekolady) w Lipiecku w Rosji. To jest „dziwna” wojna. Chyba pierwszy raz w historii świata dzieje się tak, że kraj napadnięty kupuje broń od agresora. Obecny stan wojenny jest podyktowany wyłącznie kwestiami wewnętrznymi Ukrainy.
Czy Rosja ma faktyczną siłę i jest w stanie przejąć kontrolę nad pozostałymi terenami Ukrainy? Należy przyznać, że potrafią straszyć, czego dowodzi wprowadzenie stanu wojennego. Jednak czy zastraszanie może przerodzić się w coś większego?
Wywoływanie strachu jest naczelnym elementem walki informacyjnej. Rosji nie jest potrzebna zachodnia część Ukrainy, pozbawiona większych zasobów surowców naturalnych i infrastruktury przemysłowej, będąca przy tym bastionem nacjonalizmu ukraińskiego. Celem Rosji w pierwszej kolejności jest doprowadzenie do upadku gospodarczego Ukrainy. Blokada Cieśniny Kerczeńskiej, czyli połączenia Morza Azowskiego z Czarnym oznacza blokadę eksportu przez porty w Mariupolu i Bierdiańsku. Drugim celem jest defragmentacja terytorialna tego państwa. Końcowym celem jest doprowadzenie do konfrontacji polsko-ukraińskiej.
Czy ktokolwiek jest w stanie powstrzymać Rosję? Mówię tutaj o soft power — czy którakolwiek organizacja międzynarodowa lub jakiekolwiek państwo mogłyby wpłynąć na działania Rosji? Tudzież czy nałożenie jakichkolwiek sankcji skłoniłoby Rosję do rewizji jej polityki?
O jakich sankcjach mówimy? Po aneksji Półwyspu Krymskiego i rozpoczęciu procesu dezintegracji Ukrainy Zachód nic nie zrobił. Spółki brytyjskie, holenderskie czy niemieckie ściśle kooperują z firmami rosyjskimi. Duże interesy z Rosją prowadzą członkowie NATO, m.in. Niemcy, Węgry, Czechy, Słowacja, Austria i wiele innych. W 1994 roku USA, Wielka Brytania i Francja razem z Rosją w Memorandum Budapeszteńskim gwarantowały nienaruszalność terytorium Ukrainy w zamian za pozbycie się przez Kijów broni jądrowej. Ile warte były te zapewnienia, widzieliśmy dwie dekady później. Amerykańscy żołnierze nie będą ginęli ani za Donieck, ani za Mariupol, ani nawet za Kijów. Rosja jest potrzebna Stanom Zjednoczonym w rywalizacji z Chinami.
Samo OSW (Ośrodek Studiów Wschodnich; najnowsza analiza: decyzja Poroszenki o wprowadzeniu stanu wojennego to „krok podyktowany względami bieżącej kalkulacji politycznej, w tym przedwyborczej, którego celem jest zwiększenie szans urzędującego prezydenta na reelekcję”) twierdzi, że ten konflikt to nic wielkiego, a nawet źródło korzyści dla obu stron. Jak się Pan do tego ustosunkuje?
Jak powiedziałem wyżej, Petro Poroszenko wprowadził stan wojenny z uwagi na sytuację wewnętrzną. Przede wszystkim zależy mu na podniesieniu poparcia dla siebie przed marcowymi wyborami prezydenckimi. Stan wojenny pozwala także na rozprawienie się z częścią opozycji i stwarza doskonałe możliwości do przejęcia majątku Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego we wschodniej części Ukrainy, tuż po ogłoszeniu tomosu przez Bartłomieja I. Mówimy tu setkach milionów dolarów.
Którą stronę powinna poprzeć Polska? Czy powinniśmy w ogóle interesować się tym konfliktem?
Polscy badacze, analitycy i decydenci powinni interesować się tym konfliktem. Natomiast absurdem jest jakiekolwiek angażowanie się w niego. Polska nie ma żadnych instrumentów oddziaływania w tamtym rejonie — ani militarnych (większość okrętów naszej marynarki nadaje się do muzeum), ani dyplomatycznych. Nasza dyplomacja od lat nie jest w stanie poradzić sobie z upłynnieniem żeglugi przez Cieśninę Piławską, a co dopiero przez Cieśninę Kerczeńską. Morze Azowskie w mentalności wielu polskich decydentów i dyplomatów jest tak odległe jak Azory. Dlaczego Polska miałaby pomagać Ukrainie, skoro Ukraińcy nie chcą sobie sami pomóc? W lutym 2014 roku na Krymie stacjonowało kilkanaście tysięcy ukraińskich żołnierzy i marynarzy, a półwysep został zajęty przez kilkuset żołnierzy rosyjskich bez jednego wystrzału. Młodzi Ukraińcy, zamiast bronić swojej ojczyzny, masowo wyjeżdżają do Polski. Z armii ukraińskiej zdezerterowało już kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Ukraina kupuje broń od Rosji, a przy tym rozwija kult zbrodniarzy wojennych z OUN i UPA, którzy są winni wymordowania setek tysięcy Polaków (Bandera, Szuchewycz i inni).

Czy Rosja ma szansę na dotarcie do granic Polski, czy to zupełnie nierealna wizja? Mógłby zadziałać tutaj efekt kuli śnieżnej?
Wojska Państwa Związkowego Rosji i Białorusi znajdują się pod granicą z Polską. Z Brześcia nad Bugiem do Warszawy jedzie się 2-3 godziny. Po co Rosjanie mieliby tu wchodzić, skoro już tu są? Wśród 3 milionów obywateli ukraińskich w Polsce wielu to etniczni Rosjanie. Wśród rosyjskojęzycznych Ukraińców jest także rosyjska agentura nielegalna. Do tego rosyjskie służby mają swoje aktywa operacyjne z czasów Układu Warszawskiego. Mają zatem instrumenty do tego, aby od wewnątrz destabilizować sytuację w Polsce. Oficjalna agresja na pełną skalę byłaby głupotą. Oznaczałaby kryzys rosyjskiej gospodarki i izolację międzynarodową. O wiele lepiej w perspektywie długofalowej destabilizować wrogie państwa, tak jak jest to w przypadku Ukrainy, która bez zachodnich pożyczek byłaby bankrutem.
Wiemy, że od kilku lat na naszej wschodniej granicy stacjonują wojska NATO, mamy również swoją armię. Czy byłaby ona w stanie powstrzymać siły rosyjskie? Przyznać należy, iż Polska nie ma zbyt rozbudowanej armii. Pomijam oczywiście wszelkich wojskowych urzędników, którzy zapewne nie chwycą pierwsi za broń.
Zakłada Pan klasyczny konflikt, taki, jaki znamy z okresu II wojny światowej. Rosyjska myśl strategiczna zakłada przede wszystkim długotrwałe (ok. 20 lat) przygotowanie do ewentualnego wkroczenia regularnych wojsk. Rosjanie przed klasyczną operacją starają się przede wszystkim doprowadzić do destabilizacji wrogiego państwa. Nigdy w historii nie uderzali na przeciwnika przygotowanego do obrony, ale na zdemoralizowanego, zewnętrznie izolowanego i wewnętrznie zdestabilizowanego. Przykładem jest choćby I Rzeczpospolita. Poszczególne etapy przygotowywania takich operacji dobrze pokazał w jednym z wywiadów dostępnych w sieci Jurij Bezmienow, ps. Tomas Schuman (link do YouTube). Rosjanie cały czas rozwijają koncepcję wojny nieliniowej, w której nie ma rozgraniczenia na czas pokoju i wojny i nie ma linii frontów. Przygotowanie polega na demoralizacji wrogiego społeczeństwa, jego atomizacji, rozbijaniu więzi społecznych (sąsiad nie ufa sąsiadowi itp.) i osłabianiu poczucia zaufania do własnego państwa. Destabilizacja polega na podsycaniu wewnętrznych tarć, sporów oraz izolacji międzynarodowej takiego państwa. Ważnym elementem jest wywoływanie kontrolowanej migracji w celu rozbicia jedności etnicznej i religijnej. Kraj wewnętrznie skonfliktowany, podzielony i izolowany na arenie międzynarodowej przestaje się liczyć, przestaje stwarzać zagrożenie, a często po prostu dryfuje w orbitę wpływów państwa-agresora, które nie musi się uciekać do użycia siły zbrojnej, która zawsze jest ostatecznością. Siła dzisiejszego państwa to przede wszystkim sprawność tajnych służb i wysoka klasa ośrodków analitycznych, które stanowią główny oręż w dobie konfliktów asymetrycznych, oraz wysoka kultura strategiczna decydentów, co niestety jest naszą bolączką. Natomiast jeśli chodzi o siły zbrojne, to oprócz dobrej osłony kontrwywiadowczej niezbędne jest stworzenie skutecznej obrony przed środkami napadu powietrznego. Bez tego nie ma mowy o skutecznej obronie państwa.
Ukraina pragnie, by to Niemcy pomogły ich wojskom. Czy pojawienie się marynarki niemieckiej na Morzu Azowskim pomogłoby, czy raczej zaszkodziło?
Niemcy są w strategicznym partnerstwie z Rosją, czego najlepszym dowodem jest gazociąg Nord Stream i budowany Nord Stream 2. Cała reszta to teatr dla mas.
Dr Leszek Sykulski — polski nauczyciel akademicki, doktor nauk o polityce, historyk. Absolwent trzech uczelni, w tym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Obecnie pracuje na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. J. Długosza w Częstochowie, gdzie pełni rolę zastępcy dyrektora Instytutu Nauk Społecznych i Bezpieczeństwa ds. dydaktyki. Pracował jako analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w Kancelarii Prezydenta RP w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Założyciel Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego oraz kwartalnika „Przegląd Geopolityczny”. Redaktor „Ante Portas — Studia nad bezpieczeństwem” oraz „Geopolitika” (Bułgaria). Autor kilkudziesięciu publikacji naukowych z zakresu geopolityki. Odznaczony Medalem Pro Patria.