17 października bieżącego roku prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdoğan, spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą. Poprzednio Turcję odwiedził były prezydent Polski, Bronisław Komorowski. Kurtuazyjne rewizyty głów państwa zwykle nie wzbudzają zbyt dużych emocji. Tym razem stało się inaczej. Dlaczego?
Skąd ten entuzjazm?
Radość z kontynuacji ponad 600-letniej tradycji dyplomatycznej tych dwóch państw z pewnością nie stanowi wytłumaczenia. Wbrew pozorom Polskę oraz Turcję łączy wiele podobieństw — szczególnie, jeśli chodzi o politykę europejską. Tak oto byliśmy świadkami spotkania głów państw, które zapracowały na zepchnięcie na europejskie peryferia. Unia Europejska z licznych powodów zamroziła negocjacje akcesyjne z Turcją już w zeszłym roku. Natomiast o Polsce w UE mówi się tylko w negatywnych aspektach. W żaden sposób nie przekreśliło to jednak ambicji obu państw. Niestety, to tylko myślenie życzeniowe, ale we dwoje zawsze raźniej.
Rezultaty spotkania
Przyjacielska wizyta (tak zwrócił się turecki prezydent do polskiego — per „przyjacielu”) zaowocowała podpisaniem pięciu umów dotyczących współpracy wojskowej, gospodarczej i kulturowej. Nie obyło się także bez polskiej mispercepcji. Polska dyplomacja oznajmiła, iż zawsze popierała i popierać będzie turecką akcesję do Unii Europejskiej.

Nieważne, że Turcji już na tym nie zależy. Od rozpoczęcia starań w 1963 roku kolejne pokolenia tureckich dyplomatów tego celu nie osiągnęły, aż nadeszły rządy Erdogana, któremu z europejskimi ideami i wartościami jest, delikatnie mówiąc, nie po drodze. Nie jestem pewna, czy Polska źle zinterpretowała wydarzenia zeszłych lat, czy kolejny raz stara się zamanifestować swoją „samodzielność” w polityce zagranicznej, nie zważając na przynależność do UE.
Przymknięcie oka, ignorancja, czy milcząca zgoda?

Warto także wspomnieć o tym, czego podczas spotkania zabrakło. Polska dyplomacja nie od dziś ma problem z radzeniem sobie z trudnymi kwestiami. Należą do nich także prawa człowieka, które są notorycznie łamane za rządów obecnego prezydenta Turcji. Prezydent podszedł jednak do tego tematu bardzo profesjonalnie, bo przecież dobry dyplomata to ten, który potrafi milczeć. Szkoda tylko, że w nieodpowiednim momencie.
Zdjęcie tytułowe: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta