Obrońcy praw człowieka alarmują o tragedii mieszkańców Birmy.
Werdykty Norweskiego Komitetu Noblowskiego, przyznającego Pokojową Nagrodę Nobla, bywają dyskusyjne — wystarczy chociażby wspomnieć, że jej laureatami są Szimon Peres, Icchak Rabin i Jaser Arafat (1994) czy Barack Obama (2009). Jednak Nobel przyznany w 1991 roku birmańskiej opozycjonistce, pokojowymi metodami walczącej o demokrację i prawa człowieka Aung San Suu Kyi, którą ówcześnie rządząca krajem wojskowa junta trzymała w areszcie domowym (łącznie przez 15 lat, między 1989 a 2010 rokiem), był zasłużony i nie wzbudzał kontrowersji. Od czasu swojego uwolnienia w 2010 stała się liderką polityczną w Birmie (oficjalna nazwa kraju to Mjanma, używanie obydwu jest poprawne), dogadała się z armią, w 2015 roku wygrała demokratyczne wybory i od tego czasu de facto rządzi Birmą. Ulubienica Zachodu, odważna i niezłomna, odniosła sukces. Okazuje się jednak, że Suu Kyi jest nacjonalistką i walczyła o demokrację tylko dla części mieszkańców Birmy. Dziś Suu Kyi już by Nobla nie dostała.
KIEDY TWÓJ KRAJ CIĘ NIENAWIDZI

Mniejszości w Birmie nie mają łatwego życia. Według ustawy narodowościowej z 1982 roku kraj ten zamieszkuje 135 grup etnicznych. Szczególnie źle traktowane są mniejszości muzułmańskie. Jednak żadna grupa nie jest tak prześladowana jak Rohingya (czyt. Rohinja lub Rohindża), społeczność zamieszkująca południowo-zachodnią, przeludnioną prowincję Arakan (Rakhine). Świat od lat zastanawia się, kim oni są. W samym Arakanie stanowią mniejszość; większość to buddyjscy Arakańczycy. Sami Rohingyowie utrzymują, że są autochtonami, mieszkającymi w Arakanie jeszcze przed brytyjskim podbojem kolonialnym. Birmańczycy jednak temu zaprzeczają, twierdząc, że Rohingya to Bengalczycy, nielegalni imigranci, którzy powinni wrócić do sąsiedniego Bangladeszu. Przez brak odpowiednich badań antropologicznych jedyne, czego możemy być pewni, to to, że są muzułmanami. Spór ten jest o tyle ważny, że Rohingyom odmawia się praw obywatelskich, a w konsekwencji dostępu do służby zdrowia czy edukacji, od 1982 roku są bezpaństwowcami, nie wydaje się im aktów urodzenia, nie mogą legalnie pracować ani opuszczać Arakanu, muszą dostać zgodę, jeśli chcą wziąć ślub i wolno im mieć maksymalnie dwoje dzieci. Są dramatycznie prześladowani — pogromy mają miejsce metodycznie co kilka lat, ostatnie w 2012, 2013 i na przełomie 2016 i 2017 roku.
Tegoroczny zaczął się pod koniec sierpnia od napadów partyzantki ARSA (Arakan Rohingya Salvation Army) na posterunki policji, w których zginęli m.in. birmańscy funkcjonariusze. W ślepym odwecie armia, wspierana przez buddyjskich cywilów, zamiast skupić się na poszukiwaniu i aresztowaniu bojowników, rozpoczęła ataki na ludność Rohingya, tłumacząc je „walką z terroryzmem”. Jednak ofiarami są nie tylko uzbrojone oddziały, ale przede wszystkim cywile, głownie starsi ludzie, kobiety i dzieci. Broniąca praw człowieka Amnesty International alarmuje, że wioski Rohingyów, a także szkoły i meczety są palone i równane z ziemią, ścieżki prowadzące do granicy z Bangladeszem zaminowywane, dochodzi do brutalnych zbiorowych gwałtów i masowych morderstw, ludzie są paleni żywcem, dzieciom odcina się głowy albo są topione. Zginęło już ponad tysiąc osób, ponad 500 tysięcy (czyli połowa całej populacji Rohingya) uciekło do Bangladeszu lub koczuje na granicy, ponieważ mocno przeludniony kraj przestaje ich przyjmować. Statystyki pogarszają się z dnia na dzień.

KŁOPOTLIWE SŁOWO „LUDOBÓJSTWO”
9 grudnia 1948 roku Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych uchwaliło Konwencję w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa. W jej rozumieniu ludobójstwem jest „którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich:
a) zabójstwo członków grupy,
b) spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy,
c) rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego,
d) stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy” (art. 2). Konwencja nie określa takich kryteriów, jak np. próg liczbowy zabitych, trudno jest więc szybko ustalić fakt ludobójstwa. Jednak go zakazuje, zarówno podczas konfliktu zbrojnego, jak i w czasie pokoju. Warto zaznaczyć, że w sprawie Akayesu Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy (ICTR) za postać ludobójstwa uznał też gwałt oraz inne formy przemocy seksualnej, o ile dokonywane są w zamiarze zniszczenia w całości lub części danej grupy. Jeśli doniesienia AI o przymusowych przesiedleniach, gwałtach i mordach potwierdzą się, będzie można mówić o tym, że władze Birmy dopuszczają się zbrodni przeciwko ludzkości, w tym zbrodni ludobójstwa. Nie oznacza to jednak automatycznego uznania faktu tych zbrodni przez Komisję Praw Człowieka ONZ.
Nie wiadomo, czy Suu Kyi lekceważy problem, ponieważ boi się armii lub utraty wyborców, nastawionych negatywnie do Rohingya. Prawdopodobne jest jednak, że pogrom Rohingya wcale jej nie przeszkadza. Być może Rohingyowie są jej obojętni, ale niewykluczone jest też, że przywódczyni pozostaje bezczynna, ponieważ popiera działania wojska. Na zwołanej tygodnie po rozpoczęciu walk konferencji prasowej Suu Kyi stwierdziła, że nic strasznego się w Birmie nie dzieje. Nie wymieniła słowa „Rohingya”. Odmawia im nawet nazwy.
BIERNA ONZ
Reporterzy BBC przeprowadzili śledztwo, z którego wynika, że przedstawiciele ONZ w Birmie wiedzieli, że szykuje się rozlew krwi. Brytyjska telewizja publiczna cytuje pracowników, którzy twierdzą, że przez ostatnie cztery lata byli uciszani przez szefową UNCT (United Nations Country Team) w Birmie, Kanadyjkę Renatę Lok-Dessallien, kiedy chcieli ostrzegać przed spodziewanym pogromem Rohingyów. Krnąbrnych pracowników izolowano, a nawet publicznie poniżano. Nie wpuszczano też obrońców praw człowieka, a pomoc humanitarna nie mogła dotrzeć do najbardziej potrzebujących. Ignorowano również dziennikarzy. Podobno misja ONZ skupiała się na „długofalowej strategii”, która jednak nie brała pod uwagę zainteresowania mową nienawiści wobec miliona osób. Jak wiemy, zaczyna się od mowy nienawiści, a kończy na tym, co miało miejsce np. w 1994 roku w Rwandzie.
Pozostaje nadzieja, że pod przywództwem António Guterresa, który wcześniej był Wysokim Komisarzem Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, ONZ nie powieli dawnych błędów. Pani Lok-Dessallien straciła już stanowisko (do końca października ma zostać przeniesiona do głównej siedziby ONZ w Nowym Jorku), a cała misja w Birmie została uznana za „rażąco dysfunkcyjną” („glaringly disfunctional”).
Niezasłużona Nagroda Nobla wzbudza uśmiech politowania lub niesmak, trwający zwykle kilka dni. Sposób, w jaki Aung San Suu Kyi marnuje swojego Nobla, wzbudza obrzydzenie i zrozumiały bunt. Jednak zachodni przywódcy powinni już wyjść z pierwszego szoku, przestać roztkliwiać się nad tym, jak zdradzeni i oszukani się czują, i podjąć konkretne działania, zamiast biernie przyglądać się exodusowi niewinnych ludzi.
ŹRÓDŁA:
Amnesty International, „’We Are at a Breaking Point’ — Rohingya: Persecuted in Myanmar, Neglected in Bangladesh”, https://www.amnesty.org/en/documents/asa16/5362/2016/en/.
Fisher J., „UN Failures on Rohingya Revealed”, http://www.bbc.com/news/world-asia-41420973.
Konwencja w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa, Dz. U. z 1952 r., nr 9, poz. 9 i nr 31, poz. 213.