Obecnie szeroko pojęte pojęte media społecznościowe — jak Facebook, Twitter, LinkedIn, Snapchat i Instagram — możemy, podobnie jak media tradycyjne, nazwać czwartą władzą. Poprzez rozgłos za pośrednictwem tych platform można szybko zdobyć sławę w stacjach telewizyjnych i radiowych, a co za tym idzie — łatwo zostać tematem debaty publicznej. Tę metodę wykorzystują zarówno celebryci czy politycy, jak i terroryści. Liczne organizacje terrorystyczne dokładały starań w tworzeniu skutecznej propagandy, jednak ewenementem na skalę światową w tym wypadku pozostaje tzw. Państwo Islamskie, które rozwinęło cyberdżihadyzm na niespotykaną dotychczas skalę, zarówno pod względem różnorodności form, zasięgu oddziaływania, jak i profesjonalnego wykonania.
PROBLEMY TWITTERA
Za symboliczny początek medialnego szumu wokół omawianej organizacji uznać można 19 sierpnia 2014 roku, kiedy to ISIS udostępniło w sieci nagranie z dekapitacji (ścięcia) amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya. Terroryści zaczęli od platformy YouTube, na której pojawiło się wideo, następnie zaserwowali internautom serię wpisów na Twitterze ze zdjęciami, gdzie klatka po klatce ukazywano kolejne akty przemocy: podcinanie gardła, obcinanie głowy i ułożenie jej na ciele zamordowanego. To wydarzenie zszokowało internautów i media do tego stopnia, że dyrektor generalny Twittera Dick Costolo tweetował:
We have been and are actively suspending accounts as we discover them related to this graphic imagery. Thank you https://t.co/jaYQBKVbBF
— dick costolo (@dickc) 20 sierpnia 2014
Jak obiecał — tak zrobił. Konta były zawieszane, co jednak nie powstrzymało terrorystów, gdyż rozpowszechnili kolejne ścięcia za pomocą tej samej platformy z jeszcze większą ilością zdjęć. Kolejnym przykładem swobodnego działania ISIS w Internecie było szeroko wyrażane poparcie ataku na Charlie Hebdo 10 stycznia 2015 roku. Dwa dni później crackerzy włamali się na konta na Twitterze i YouTube, należące do Centralnego Dowództwa USA CENTCOM i spowodowali wyciek dokumentów oraz informacji, by później na żywo przekazywać je poprzez tweety. Nikt jednak nie chciał odebrać terrorystom dostępu do sieci (chociażby poprzez banowanie każdego konta), żeby nie dawać im satysfakcji oraz nie stwarzać wizerunku, że są groźni, co oznaczałoby dlań osiągnięcie celu. Jednak sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli, chwilowo to cyberdżihadyści mieli przewagę. Obecnie wszelka działalność propagująca jakiekolwiek ekstremizmy spotyka się z natychmiastową reakcją i usuwaniem zabronionych treści czy blokadą kont.

TERRORYSTYCZNE SELFIE
Snapchat jest kolejną platformą wykorzystywaną przez terrorystów do propagowania islamistycznych treści. To aplikacja, dzięki której można wysyłać swoim znajomym zdjęcia, które wedle wyboru pojawią się jedynie na chwilę lub są dostępne przez 24 godziny. Idąc za trendem, ISIS postanowiło to wykorzystać w budowie swojej soft power. Dzięki Snapowi przekazywali różne treści — związane bezpośrednio z propagowaniem swojej ideologii, nakierowane na rekrutację nowych członków czy na zastraszenie swoich wrogów, aż po informacje z regionu. Często chwalili się pozyskanym uzbrojeniem czy kolejnymi ofiarami. O dziwo, nie ukazywali samego mordowania ani dekapitacji. Byli bowiem świadomi, że za to zespół Snapchata może od razu zablokować dostęp do aplikacji. Podobny do Snapa jest Instagram — strona, dzięki której możemy oglądać zamieszczane przez użytkowników zdjęcia, ale bez limitu czasowego. Wszystko możemy wyszukać po hashtagach (np. #bezpiecznik). Ta platforma jest jednak nieco bardziej zaawansowana i trudno znaleźć tu treści naruszające regulamin, w związku z czym dokumentowane graficznie zbrodnie, ofiary czy pornografia nie wchodzą w grę. Jednak, jak wiadomo, nie tak trudno obejść rygory obowiązujące na stronie i zamiast samego „ISIS” w wyszukiwarce wystarczy wpisać np. #isislove, #jihadfisabilillah, lub #jihadi i z łatwością znajdziemy treści ekstremistyczne. Tutaj jednak będziemy mieli do czynienia jedynie z sympatykami ISIS, ponieważ polityka Instagrama nie przewiduje żadnej taryfy ulgowej wobec jakiejkolwiek organizacji promującej ekstremizmy.
- Zdjęcia zamieszczane przez islamistów za pośrednictwem Snapchata
CO STOI ZA SUKCESEM PROPAGANDY ISIS?
Za popularnością stoi przede wszystkim al-Hayat Media Center, które powstało w maju 2014 roku i nie do końca wiadomo, kto je tworzy, choć z początku podejrzewany był niemiecki raper, Abu Talha al-Almani. Możemy być jednak pewni, że za tą strukturą stoją prawdziwi profesjonaliści, nierzadko zdobywający doświadczenie w IT czy pokrewnych dziedzinach na prestiżowych zachodnich uczelniach. Al-Hayat odpowiedzialne jest za cyberdżihadyzm, czyli działania islamskich fundamentalistów prowadzone za pomocą internetu przeciwko kuffar, czyli innowiercom. Tworzone przez nich materiały będą przybierały różnoraką formę — graficzną, dźwiękową czy tekstową. Jedną z najpopularniejszych ich produkcji jest wideo „Nie ma życia bez Dżihadu”, gdzie Europejczycy są zachęcani do wstąpienia w szeregi Państwa Islamskiego. Należy podkreślić, że nie jest to pierwsza organizacja, która tworzyła propagandę w sieci, lecz to właśnie ISIS wyróżniło się niespotykanym profesjonalizmem w tej dziedzinie.
CZY NA PEWNO DAĆ „LAJKA”?
Dostęp do treści islamistycznych w tzw. Web 2.0 stał się chlebem powszednim dla internautów. Media społecznościowe po części stały się narzędziem zbrodni i napędzają działanie grup terrorystycznych. Oczywiście, błędna byłaby teoria, że gdyby nie social media, nie byłoby ISIS. Owszem, organizacja działałby nadal, ale zasięg jej oddziaływania i liczba rekrutów z pewnością nie osiągałyby tak dużych liczb. Pozostaje zatem zadać sobie pytanie: czy warto nagłaśniać działania ISIS w Internecie? Każda osoba wyświetlająca ich wpisy, „lajkująca” i udostępniająca, przyczynia się do rozgłosu organizacji terrorystycznych. A przecież to właśnie rozgłos jest głównym narzędziem osiągania celów i wywołania strachu, a tym samym elementem stosowanej przez terrorystów tzw. strategii pośredniej. Ostatnimi laty działalność ISIS w internecie osłabła, gdyż sukcesy organizacji znacznie zmalały i w związku z tym zwyczajnie straciła ona na popularności. Jak twierdzi badający zjawisko cyberdżihadyzmu dr hab. Miron Lakomy z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego (w rozmowie z dr Małgorzatą Kłoskowicz z sekcji prasowej Uniwersytetu Śląskiego, całość dostępna jest pod tym linkiem), „omawiany kryzys popularności tych materiałów nie oznacza jednak końca działań propagandowych podejmowanych przez tzw. Państwo Islamskie. Poszukiwane będą nowe możliwości dotarcia do użytkowników, takie jak gry komputerowe czy technologia wirtualnej rzeczywistości”.
Ja czytałam artykuł o tym jak złapali jednego gościa, co go zwerbowali. W dodatku Polaka… smutno się czyta o takich rzeczach, patrząc na to co się działo w wielu krajach zaledwie kilka miesięcy temu. Podziwiam jednak odwagę w poruszaniu takich tematów, bo nie są łatwe. Społeczeństwo jest u nas mocno podzielone. Nie ma to jak twarda męska perspektywa… no ale zapraszam Cię też do zajrzenia do kobiecego świata na mojej stronie 😉 https://toruniankapl.wordpress.com/