The Bad oraz the Ugly — Izrael oraz Iran. Pierwsze z państw klasyfikowane jako „złe”, czyli posiadające broń atomową (jako jedyne państwo na Bliskim Wschodzie), lecz do dziś omijające szerokim łukiem podpisanie NPT (Non-Proliferation Treaty), czyli traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Drugie natomiast uznawane jest za „brzydkie” i podejrzewane o prowadzenie prac nad stworzeniem broni jądrowej, czemu jednak zaprzecza Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, prowadząca w Iranie kontrole zgodnie z założeniami JCPoA (Joint Comprehensive Plan of Action), znanym powszechnie jako irański nuklearny deal. Izrael jako bliskowschodni monopolista od wielu lat dokłada wszelkich starań, aby Iran do posiadania owej broni nie doszedł. Co ciekawe, zakłada osiągnięcie tego wszelkimi możliwymi metodami, korzystając zarówno z soft power (miękkiej siły oddziaływania) oraz hard power (twardej siły oddziaływania). Zorganizowana kilka dni temu konferencja z udziałem premiera Izraela, Benjamina Netanyahu — w pełni poświęcona programowi atomowemu Iranu — to świetny przyczynek do przeanalizowania izraelskiej polityki wobec niego.
„IRAN SKŁAMAŁ”
„Dzisiaj ujawnimy nowe i dobitne dowody na istnienie tajnego programu broni jądrowej, który Iran przez lata ukrywał przed społecznością międzynarodową w swoim tajnym archiwum atomowym. Pokażemy wam Irańskie Tajne Akta Atomowe” — od tych słów Benjamin Netanyahu rozpoczął swoje wystąpienie podczas rządowej konferencji poświęconej irańskiemu programowi jądrowemu. Gwoździem programu było ujawnienie pozyskanych przez Mossad (izraelski wywiad) rzekomych tajnych akt. Oczom społeczności międzynarodowej, po iście efektownym odsłonięciu czarnego sukna, ukazało się pół tony dokumentów, 55 tysięcy stron w skoroszytach oraz 55 tysięcy dokumentów zapisanych na płytach CD. Wszystko to agenci Mossadu mieli wykraść ze specjalnego obiektu pełniącego rolę archiwum, którego zdjęcia satelitarne również przedstawiono. Co znajduje się w aktach? Wszelkie dokumenty, filmy oraz zdjęcia, na których dokumentowano poszczególne elementy programu Amad. Zgromadzone informacje mają niebawem zostać przekazane izraelskim sojusznikom.


PRZEŁOM?
W żadnym wypadku. Eksperci, zarówno z MAEA, jak i z państw zainteresowanych, wiedzieli o opisywanych „ujawnionych odkryciach” Izraela. Równolegle do rozmów z irańskimi władzami powstawały kolejne raporty dotyczące zarówno samego programu, jak i irańskich zbrojeń. Rewelacje z exposé Netanyahu znalazły już swoje miejsce w raportach przygotowywanych przez wywiad Stanów Zjednoczonych w 2007 roku oraz w obszernym raporcie MAEA z 2011 roku (przy czym raporty tej agencji są publikowane do dziś i jednoznacznie stwierdzają, że Iran wywiązuje się z JCPOA, co oznacza, że program nie jest kontynuowany). Dodać można, że wywiad izraelski lata temu przekonywał, iż Teheran wyprodukuje pierwszą bombę atomową na początku marca 2011 roku. Dziś wiemy, że tak się nie stało. Dowodzi to, że prezentowanych danych nie należy z góry brać za pewnik.

Nie jest to również przełom w napiętych relacjach między Izraelem a Iranem (czego dowiodę w kolejnym akapicie). Zaryzykowałabym tezę, że jest to moment nie tyle przełomowy, co symboliczny. Netanyahu świadomie podniósł i tak już wysoką temperaturę w relacjach bilateralnych, doskonale wiedząc, że znajdzie to swoje odbicie w relacjach multilateralnych. Chodzi przede wszystkim o percepcję USA i Donalda Trumpa, który od miesięcy zapowiada zerwanie nuklearnego dealu. Nie bez znaczenia pozostaje zmiana na stanowisku doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, które obecnie piastuje John Bolton. Łącząc skład doradców Trumpa z teatrem, który zafundował społeczności międzynarodowej Netanyahu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to swoista powtórka z wątpliwej rozrywki, jaką było przygotowywanie gruntu pod agresję na Irak w 2003 roku. Nie kto inny, jak właśnie John Bolton, ówczesny podsekretarz stanu odpowiedzialny za problematykę broni masowego rażenia, obok Colina Powella oraz reszty „jastrzębi” był odpowiedzialny za sfabrykowanie i przedstawienie całemu światu rzekomych dowodów, jakoby Saddam Hussein posiadał BMR, co posłużyło Stanom Zjednoczonym oraz koalicjantom jako casus belli. Trudno zatem mówić o przełomie w sprawie irańskiego programu atomowego. Tutaj liczy się efekt, co Netanyahu doskonale rozumie i wykorzystuje.
POLITYKA IZRAELA WOBEC IRAŃSKIEGO PROGRAMU ATOMOWEGO OD 2002 ROKU DO DZIŚ
Kiedy w 2002 roku irańska opozycja ujawniła informacje o prowadzonym przez władze islamskiej republiki programie, Izrael nie mógł pozostać obojętny. Mając monopol na broń atomową, od lat trzymając w tajemnicy swój potencjał jądrowy oraz będąc regularnie atakowanym w wypowiedziach irańskich dyplomatów, Izrael zmuszony został do redefinicji celów swojej polityki zagranicznej.

Program atomowy Iranu stał się najpoważniejszym zagrożeniem dla egzystencji państwa żydowskiego. Kiedy społeczność międzynarodowa (najpierw pod wodzą UE, a później RB ONZ oraz Niemiec) opowiadała się za negocjacjami, to właśnie Tel Awiw optował za rozwiązaniem militarnym. Działania Izraela na rzecz powstrzymania atomowych ambicji Teheranu podzielić można na 3 grupy, które opiszę poniżej.
- Presja na kolejne administracje USA.
Celem Izraela było i jest jak największe umiędzynarodowienie kwestii programu nuklearnego Iranu. Nie dziwi zatem, że mamy do czynienia ze staraniami mającymi na celu udowodnienie, że broń jądrowa w rękach reżimu ajatollahów stanowi zagrożenie dla całej społeczności międzynarodowej, a nie tylko dla Izraela. Intensyfikacja tych działań miała miejsce podczas prezydentury Baracka Obamy. Tel Awiw liczył, że przy aprobacie USA uda się wymusić na ONZ jak najbardziej dotkliwe sankcje. Dodatkowo lobby izraelskie w USA działało na rzecz pozyskania sojusznika w ewentualnej operacji militarnej wymierzonej w obiekty atomowe. Amerykańscy oficjele nie wykluczali wojny, czego dowodzą wypowiedzi Baracka Obamy (z grudnia 2009 roku) oraz wojskowych, m.in. szefa połączonego kolegium szefów sztabów Mike’a Mullena. Jednak do dziś opcja militarna pozostaje jedynie w sferze deklaratywnej ze względu na koszty przeważające nad korzyściami, o czym informował m.in. opiniotwórczy amerykański think tank The Woodrow Wilson International Center for Scholars w raporcie pt. „Weighing Benefits and Costs of Military Action Against Iran” z 2012 roku. Obecnie dostrzegamy kontynuację wywierania presji, czego dowodzą chociażby wydarzenia sprzed kilku dni. - Akcje sabotażowe.
Spowolnienie programu oraz samych irańskich zbrojeń za pośrednictwem izraelskich służb specjalnych to kolejny element strategii. Mossadowi oraz Amanowi (naturalnie, we współpracy z CIA czy MI6) powierzono wiele tajnych operacji. Do ich zadań należało eliminowanie (czyt. mordowanie) irańskich naukowców związanych z programem. Odnotowano liczne zaginięcia (czyt. porwania) inżynierów i innych osób zaangażowanych w program jądrowy. Działania tego typu usprawiedliwiano porwaniami Izraelczyków dokonywanymi przez Hezbollah z irańskiej inspiracji. Proceder ten trwał od lat 80. XX wieku i ze zmniejszoną intensywnością ma miejsce do dziś — Tel Awiw nie pozostał więc dłużny. Poważne incydenty, których sprawcą najprawdopodobniej był Izrael (także we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi), miały miejsce w 2010 roku. 1-szego sierpnia trzy niezidentyfikowane drony uderzyły w kopułę reaktora w irańskim Busherze. Inną metodą zastosowaną w ramach sabotażu stał się cyberatak za pośrednictwem robaka Stuxnet w połowie 2010 roku. Według Institute for Science and International Security za pośrednictwem robaka zniszczono 1000 z 9000 wirówek służących do wzbogacania uranu.Robak spełnił także funkcje szpiegowskie. Wiceadmirał Bernard McCullogh (dyrektor departamentu odpowiedzialnego za prowadzenie cyberwojny w Pentagonie) przyznał przed komisją ds. sił zbrojnych Kongresu, że to najbardziej zaawansowany robak w historii. To pierwsza sytuacja, kiedy cyberatak wywołał uszkodzenia fizyczne. Ani Izrael, ani USA nie przyznały się, że Stuxnet to ich dzieło, świadczą o tym jednak liczne przesłanki. Tożsame są zarówno motywacje, jak i poziom zaawansowania technologicznego wspomnianych państw. Dodatkowo w kodzie robaka odnaleziono odniesienia do konkretnych wydarzeń związanych z relacjami irańsko-izraelskimi. Jako przykład tych dowodów posłużyć może liczba 19790509, determinująca infekcję konkretnego komputera. To data zamordowania przez rewolucjonistów islamskich irańskiego Żyda Habiba Elghaniana, co w rezultacie doprowadziło do późniejszej ucieczki ponad 100 000 osób narodowości żydowskiej. Inny typ złośliwego oprogramowania (tym razem szpiegowskiego, służącego do gromadzenia danych wywiadowczych) to Duqu. Został odkryty w październiku 2011 roku i szybko zorientowano się, że był on wzorowany na Stuxnecie. Można zatem stwierdzić, że został stworzony przez tych samych autorów. W 2012 roku okazało się, że istnieje jeszcze jeden „młodszy brat” — trojan Flame, podobny do Duqu, lecz o wiele bardziej zaawansowany. Wymienione działania uznać można za cyberterroryzm oraz cyberszpiegostwo. Zaryzykowałabym również stwierdzenie, że Izrael oraz USA zadecydowały tym samym o prowadzeniu z Iranem cyberwojny.
- Przygotowania do militarnej operacji powietrznej.
Izrael od lat prowadzi intensywne, zakrojone na szeroką skalę zbrojenia, które mogłyby posłużyć do operacji wojskowej, celem której miałyby być irańskie obiekty i instalacje związane z programem jądrowym. Mowa tutaj przede wszystkim o ćwiczeniach izraelskich sił powietrznych (Heyl Ha’Avir), które odbyły się przynajmniej kilka razy i symulowano w nich uderzenia na irańskie instalacje nuklearne (co powtarzało się później w innych „grach wojennych”, zarówno izraelskich, jak i amerykańskich).W 2009 roku izraelskie MON zamówiło w Stanach Zjednoczonych 100 zestawów modyfikujących bomby do standardu JDAM (Joint Direct Attack Munition), które byłyby nieocenione podczas ewentualnego ataku na irańskie obiekty atomowe, znajdujące się w litych skałach. Źródło. Boeing/materiały prasowe. Ćwiczono również scenariusze nieograniczonej wojny z Hamasem i Hezbollahem (Izrael obawia się, że w przypadku wyprodukowania przez Iran broni jądrowej, aktorzy niepaństwowi mogliby wejść w posiadanie mniejszych ładunków atomowych i wykorzystać je w zamachach), oraz Syrią i Iranem jednocześnie. Ćwiczono np. na terytorium Rumunii, ponieważ jest ona oddalona od Izraela o mniej więcej taką samą odległość, co Iran. Zapomnieć nie można także o zbrojeniach, które kontynuowano przede wszystkim z pomocą Amerykanów. Warto zaznaczyć, że Tel Awiw w przeszłości dopuszczał się użycia hard power w eliminacji zagrożenia atomowego — vide atak w 1981 roku na iracki reaktor Osirak w operacji Opera oraz operacja Orchard, czyli bombardowania ośrodka rzekomych badań jądrowych w Syrii w 2007 roku.
Powyższe elementy strategii Izraela mają swoje konkretne uwarunkowania. Państwo żydowskie od samego powstania otoczone jest przez nieprzyjaznych sąsiadów. Permanentne zagrożenie ze strony państw arabskich (oraz niegdyś ZSRR) i Iranu utwierdziło Izraelczyków w przekonaniu, że własny program atomowy to konieczność. Monopol na broń jądrową w regionie stanowi gwarancję bezpieczeństwa nawet w sytuacji braku sojusznika. Dodatkowo uwarunkowania geograficzne Izraela uniemożliwiały mu osiągnięcie tzw. głębi strategicznej, co należało nadrobić. Nie sposób pominąć znaczenie doświadczenia Holokaustu, co wielokrotnie przywoływał twórca izraelskiego programu atomowego Ernst Bergmann oraz premier Dawid Ben-Gurion już w 1948 roku. Wątpliwości budzą jednak metody opisane w punktach powyżej. Mamy do czynienia z podwójnymi standardami w prowadzeniu polityki zagranicznej oraz przedkładaniem hard power ponad soft power, co prowadzi do zaostrzenia relacji między państwami.
TYM (NIE)OPTYMISTYCZNYM AKCENTEM…
Wymienione powyżej elementy strategii Izraela wobec irańskiego programu atomowego w świetle uwarunkowań izraelskiego bezpieczeństwa nie powinny dziwić. Pytanie pozostaje jednak następujące: czy groźba nuklearnego unicestwienia Izraela przez Iran jawi się jako realna? Praktyka dowodzi, że realizacja takich gróźb zwyczajnie nie następuje. Motywacje Iranu związane z ewentualnym wyprodukowaniem broni jądrowej (mimo odmiennych uwarunkowań) są niemal tożsame z motywacjami izraelskimi. To kolejna sytuacja, kiedy w nieprzyjaznym otoczeniu międzynarodowym państwo decyduje się na odstraszanie, a przy okazji przyspiesza sobie drogę do miana mocarstwa w regionie. Potencjalne argumenty Iranu, jak i racje Izraela uznać należy za uzasadnione. Zagrożeniem natomiast pozostaje groźba proliferacji na takie państwa, jak np. Arabia Saudyjska, Turcja czy Egipt. Nuklearny deal z Iranem ma ten niebezpieczny proces zahamować, a przynajmniej opóźnić. Izrael wykazuje jednak ogromną determinację w pogrzebaniu JCPoA. Osobiście twierdzę, że na chwilę obecną za pośrednictwem Stanów Zjednoczonych i administracji Donalda Trumpa jest to możliwe.
ŹRÓDŁA:
- P. Furgacz, „Izrael wobec irańskiego programu nuklearnego”, Rocznik bezpieczeństwa międzynarodowego 2010/2011, Uniwersytet Jagielloński
- R. Fiedler, Iran a reżim nieproliferacji broni jądrowej: dylematy i wyzwania
- M. Lakomy, Cyberprzestrzeń jako nowy wymiar rywalizacji i współpracy państw
- B. A. Miller, „The Kinetics of Confrontation”, The Journal of International Affairs
- The Woodrow Wilson International Center for Scholars, Weighing Benefits and Costs of Military Action Against Iran
- Polityka
- The New York Times
- The Jerusalem Post.
Będzie tym ciekawiej, że Trump zamierza przekazać/sprzedać Saudom technologie siłowni jądrowych na potrzeby energetyki, które w przyszłości mogą pozwolić im na stworzenie własnej broni jądrowej .