Nożownik zabił prezydenta Gdańska — tak zakończyła się tegoroczna edycja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w tym mieście. Tak Polacy zaczęli 2019 rok. Jakie są źródła tej tragedii? Dlaczego do niej doszło? Jakie (już) są i będą jej skutki? I, co najważniejsze, jakie powinniśmy wyciągnąć wnioski? Podsumowujemy zebrane dotychczas informacje i dzielimy się refleksją.
CO SIĘ STAŁO?
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany wczoraj, 13 stycznia, na scenie na gdańskim Targu Węglowym. 27-letni mężczyzna dźgnął go trzykrotnie nożem w okolice serca. Prezydent trafił do szpitala, gdzie operowano go ponad 5 godzin. Niestety, nie udało się go uratować. Zmarł 14 stycznia 2019 roku. Miał 53 lata. Zostawił żonę, córki, brata Piotra. Prezydentem Gdańska był ponad 20 lat. Podczas swojej prezydentury aktywnie wspierał Unię Europejską, stawał w obronie wolnych sądów, praw mniejszości seksualnych, uchodźców czy migrantów.
SPRAWCA
Kilka słów o przeszłości sprawcy. Zaledwie 8 grudnia 2018 skończył odsiadywać karę więzienia. Z informacji podawanych przez PAP dowiadujemy się, że sprawcę ataku, Stefana W., Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał na 5,5 roku więzienia. Był on oskarżony o dokonanie czterech napadów na placówki bankowe. Służba Więzienna podała na swoim Twitterze, że sprawowanie więźnia na terenie zakładu penitencjarnego bada już prokuratura.
Czy możemy mówić terroryzmie? Według ujawnionych do tej pory informacji — tak. Sprawca najprawdopodobniej działał jako tzw. samotny wilk, atak dokładnie zaplanował (co potwierdziła Policja — sprawca miał przy sobie nóż oraz specjalną plakietkę potwierdzającą reprezentowanie mediów). Wybór miejsca i czasu — finału WOŚP, który można uznać za coroczne święto Polaków — również nie był przypadkowy. Nieodłącznym elementem terroryzmu jest wywołanie strachu pośród jak największej liczby ludzi — nie bez powodu mówi się, że terroryzm to „teatr”. Finał WOŚP to moment idealny do przeprowadzenia zamachu. Nie można pominąć także postulatów politycznych, które sprawca zdążył wygłosić ze sceny po dokonaniu ataku, być może podając niejako motywy popełnionej zbrodni.
„Halo, halo! Nazywam się Stefan Wilmont. Siedziałem niewinny w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie tam dokoptowała. Dlatego…”
Po tych słowach został obezwładniony. Płaszczyzna polityczna jest zatem widoczna gołym okiem i bez wątpienia mówić można o zemście i likwidacji wrogów. Sprawca odniósł się tym samym do występującego w Polsce konfliktu grupowego.
Gdańska prokuratura już postawiła mu zarzut dokonania zabójstwa z motywu zasługującego na szczególne potępienie. Na jaw wychodzą także informacje o stanie psychicznym sprawcy — w przeszłości miał cierpieć na zaburzenia psychiczne i odmawiać uczęszczania na terapię. Obecnie mówi się o ewentualnej schizofrenii. Na tę chwilę wiadomo, że jego stan pozwalał na od siedzenie wyroku. Stan Stefana W. w trakcie popełniania zarzuconego czynu badają biegli, a postępowanie pozostaje w toku. Śledztwo w sprawie morderstwa Pawła Adamowicza będzie nadzorował prokurator Krzysztof Sierak, nadzorujący w przeszłości śledztwo w sprawie śmierci Barbary Blidy.
KTO OCHRANIAŁ IMPREZĘ?
Wiele wątpliwości budzi postępowanie firmy ochroniarskiej w trakcie zamachu na życie prezydenta Adamowicza. Zdaniem wielu obserwatorów oraz ekspertów reakcja pracowników Agencji Ochrony „Tajfun” była, eufemistycznie rzecz ujmując, spóźniona. Na filmie pod tym oraz tym linkiem widać, że pracownicy firmy zareagowali dopiero po ataku. Sprawca zdążył triumfalnie obejść scenę i zaczął „przemawiać”.
„Mamy do czynienia z sytuacją, która powinna zostać zatrzymana na dużo wcześniejszym etapie, gdy jeszcze zagrożenia fizycznego nie było”
— powiedział w radiowej Jedynce rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.
Pojawia się zatem pytanie: kto tak naprawdę ochraniał imprezę?
Imprezę ochraniała tylko wspomniana firma. Rzecznik komendanta głównego Policji mł. insp. Mariusz Ciarka podkreślił, że impreza finałowa WOŚP w Gdańsku nie została zgłoszona jako impreza masowa, w związku z czym środki bezpieczeństwa nie zostały zaostrzone. Organizator wynajął ochronę, która zabezpieczała imprezę, choć na ulicach Gdańska znalazło się wówczas więcej patroli policyjnych, z których funkcjonariusze reagowali bezpośrednio po ujęciu sprawcy przez firmę ochroniarską. Jak poinformował przedstawiciel Agencji Ochrony „Tajfun”, 27. finał WOŚP ochraniało ok. 50 pracowników firmy. Warto dodać, że owa firma zajmuje się bezpieczeństwem imprez masowych, a nie bezpieczeństwem personalnym. Jej pracownicy twierdzą, że mieli być skupieni przede wszystkim na zgromadzonym tłumie.
Skąd spóźniona reakcja?
Na ten temat wypowiedział się ekspert ds. antyterroryzmu, dr Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. W wywiadzie dla TVN24 powiedział:
„[…] pierwszym elementem reakcji na sytuacje kryzysowe jest ‚mechanizm wyparcia’ — a więc zastanawiamy się, czy w ogóle się coś stało, czy tak naprawdę to był element widowiska. Wszyscy nie dopuszczamy do siebie myśli, że dzieje się coś złego, co odbiega od normy. Jeżeli widzimy na przykład, że prezydent usiadł, to raczej będziemy się zastanawiali, czy nie zasłabł, czy się nie potknął. Dopiero w którejś tam kolejności będziemy dopuszczali myśl, że być może ktoś go zaatakował. Na filmie, na obrazie będzie to wyglądało jako mechanizm braku reakcji”
To z pewnością wyjaśnia reakcję publiczności. Wielu internautów w komentarzach towarzyszącym postom w mediach społecznościowych odnosiła się krytycznie wobec zgromadzonych nagrywających wydarzenie na swoich smartfonach. Nie wyjaśnia to natomiast, dlaczego firma ochroniarska (która, wydawałoby się, powinna reagować inaczej niż losowa osoba uczestnicząca w imprezie) nie zareagowała. W związku z tym MSWiA zapowiedziało, że zabezpieczenie zostanie dokładnie przebadane.
ZŁE CZYNY ZACZYNAJĄ SIĘ OD ZŁYCH SŁÓW
Z kolei w wywiadzie dla Wirtualnej Polski dr Liedel zwrócił uwagę na niesamowicie istotną kwestię, która dotyczy nie tylko Polski. Chodzi o postępującą brutalizację:
„Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego typu sytuacji, u nas są one jeszcze rzadkością. Ale rzeczywistość ogólnoświatowa, polegająca m.in. na brutalizacji, to zjawisko, prędzej czy później dotrze również i do nas. Być może atak na Adamowicza jest tego najlepszym przykładem. Bo coś spowodowało, że sprawca na ten atak się zdecydował”
No właśnie — co spowodowało, że przekroczona została pewna granica? I o jakiej granicy tutaj mowa? Mowa o granicy świata wirtualnego i realnego. O przerodzeniu mowy nienawiści w czyny. O — przede wszystkim — internetowym hejcie, którego autorzy zapewne mogą pewnego dnia opuścić wygodne domowe fotele. To granica, która powinna stanowić ostrzeżenie dla nas wszystkich.
Hejt wobec Pawła Adamowicza był w ostatnich miesiącach niesamowicie intensywny. Wszystko za sprawą zakończonej niedawno kampanii wyborczej, podczas której (nie pierwszy raz) prezydentowi Gdańska przeciwnicy, delikatnie ujmując, życzyli wszystkiego najgorszego. Nie inaczej było po samym zamachu. Należy zastanowić się, czy nie było to stwarzanie atmosfery sprzyjającej obracaniu nienawistnych słów w czyny. Oczywiście, niektóre komentarze zostały później usunięte, jednak w sieci nic nie ginie.
Podobnych wymian w internecie odnaleźć można zapewne już setki. Czy ich autorzy zostaną w jakikolwiek sposób ukarani? Pomijam tu ewentualne „bany” na Facebooku. Próżno jednak liczyć na wyciągnięcie jakichkolwiek innych konsekwencji. Być może poniesie je kilka osób, ukaranych dla tzw. przykładu. Osobiście wątpię, aby wybiórcze interwencje były w stanie coś zmienić. Skoro umorzyć można było poniższe, to z pewnością „niewinny” hejt jednego z wielu internautów nie spotka się z reperkusjami. Chyba że uda się wyciągnąć pewne wnioski z tragedii, która będzie nam towarzyszyć (i dzielić nas) jeszcze bardzo długo.
Skrótowo omawiane przez nas zjawisko trafnie skomentował dla Gazety Wyborczej prof. Janusz Czapiński:
„[…] zbieramy żniwo podziałów. Strasznych podziałów nasączonych agresją ideologiczną, polityczną i religijną. I jeszcze, że to jest w jakiejś mierze również efekt obecności takiej agresji w mediach”
Chociaż Stefan W. najprawdopodobniej nie był wziętym hejterem-internautą, to trudno zignorować fakt, że na ofiarę wybrał osobę, w którą z tak dużą intensywnością hejt był wymierzany praktycznie od lat. Zapytamy: kto hejtuje? Hejtują wszyscy. Polityk, celebryta, anonim, tzw. Janusz i Grażyna, kobieta, mężczyzna, nastolatek, emeryt. Nienawiść stała się (przykrym) ,,przywilejem” każdego. W warunkach powszechnego przyzwolenia hejt może prowadzić do tragedii, bowiem zły czyn często poprzedzony jest złym słowem. Wszystko spaja właśnie pielęgnowana wręcz nienawiść.
OSTATNIE, DOBRE SŁOWA
„Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem, Gdańsk chce być miastem solidarności. Za to wszystko wam serdecznie dziękuję, bo na ulicach, placach Gdańska wrzucaliście pieniądze, byliście wolontariuszami. To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani. Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie. Dziękuję wam!”
Słowa te Prezydent Adamowicz wypowiedział krótko przed tym, jak został zaatakowany przez zamachowca.
Dobrem dzielmy się nie tylko od święta. Rodzinie i najbliższym zmarłego prezydenta składamy najszczersze kondolencje. A sobie życzmy przede wszystkim rozsądku i wzajemnego szacunku.
ŹRÓDŁA:
- WYBORCZA.PL
- WP.PL
- INFOSECURITY24.PL
- TVN24.PL
- YOUTUBE
Co z nami będzie? Gdańszczanami, Polakami