Zmiany na świecie galopują w zastraszającym tempie. Czy ONZ podąża razem z nimi? Niestety nie. Czy można traktować poważnie deklaracje zawarte w przemówieniach analizowanych w poprzednich artykułach? Niestety nie. Dlaczego? Wyjaśniamy.

Jak działa RB ONZ?
Najważniejszym komponentem ONZ jest Rada Bezpieczeństwa. Składa się ona z 5 stałych członków (Chiny, Francja, Rosja, USA, Wielka Brytania) oraz 10 niestałych wymienianych cyklicznie. Do kluczowych kompetencji RB zaliczyć można: uchwalanie sankcji, stwierdzanie „zagrożenia lub naruszenia pokoju na świecie”, dopuszczanie siły zbrojnej (interwencje humanitarne). Głównym narzędziem realizacji tych uprawnień są rezolucje.
Struktura ONZ prezentuje się następująco:

Problem nr 1.
RB zobowiązana jest reagować w każdej sytuacji zagrożenia pokoju na świecie – nie zostało jednak zapisane, co dokładnie interpretować należy jako zagrożenie. Brak takiego zapisu w Karcie Narodów Zjednoczonych powoduje, że interpretacja zdarzeń zależy od percepcji danego podmiotu. Najbardziej jaskrawym przykładem sytuacji tego typu z ostatnich lat był brak stanowiska RB odnośnie inwazji Rosji na Ukrainę w 2014 roku. Jak temu zaradzić? Wyjściem z sytuacji byłaby współpraca z Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, który mógłby stanowić organ doradczy i służyć radą najznamienitszych znawców prawa międzynarodowego. Z dala od emocji, subiektywizmu, czy interesów któregokolwiek państwa.
Problem nr 2.
Stali członkowie RB dysponują prawem weta. Według pomysłodawców i założycieli ONZ miało ono chronić przed podejmowaniem niewłaściwych decyzji. „Bez prawa weta ONZ zginie” – podsumowano w San Francisco w 1945 roku. Dziś jednak określa się ten element jako niedemokratyczny, stanowiący ogromny przywilej i możliwość blokowania inicjatyw, a co za tym idzie – instrument obrony własnych interesów, a nie wspólnoty międzynarodowej. Wespół z takim działaniem idzie dezorganizacja oraz nieład na arenie międzynarodowej. Jako przykład podać można weto Chin oraz Rosji z kwietnia tego roku w sprawie uznania za zbrodnie ludobójstwa wydarzenia mające miejsce w Syrii. Czy któremukolwiek państwu przysługiwać powinien monopol na bezpieczeństwo (albo niebezpieczeństwo) na świecie?

Niemal wszyscy zgodnie stwierdzają, że to nieakceptowalne. Trudno jednak dobrowolnie zrezygnować ze statusu primus inter pares. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że często to właśnie państwa P5 są agresorami. Jak to zmienić? Wprowadzić poprawki do KNZ. W tym miejscu pojawia się kolejna przeszkoda, ponieważ na te poprawki zgodzić się musi 2/3 członków Zgromadzenia Ogólnego ONZ (ratyfikacja poprawek także większością 2/3).
Problem nr 3.
Czy rezolucje nałożone na dane państwa muszą być przez nie przestrzegane? Otóż nie. Wiele przypadków dowodzi także, że nie istnieją skuteczne mechanizmy wymuszania na tych państwach posłuszeństwa wobec ONZ. Naruszono już ponad 100 rezolucji. Rekordzista to Izrael (31 naruszonych lub nieprzestrzeganych rezolucji) goniony przez Turcję (23 rezolucje). Świetnym przykładem jest także problem Korei Północnej. Reżim istnieje tak długo, jak ONZ, a efektów wciąż nie widać i nic nie zapowiada, aby ONZ mógł złagodzić zagrożenie płynące ze strony tego państwa. Często bywa także, że strony konfliktu są decydentami w doborze środków zapobieżenia lub zatrzymania agresji. Oznacza to, że stają się sędziami we własnej sprawie. Lekiem na tego typu patologie mogłaby być współpraca z organizacjami regionalnymi odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. Niestety do takich działań potrzeba dobrej woli „tych równiejszych”.
Pomimo swojej doniosłej roli na arenie międzynarodowej ONZ daje przyzwolenie na realizację ambicji regionalnych i globalnych. Niestety często z krwią na rękach. Okazje takie jak 72. sesja ZO przynoszą gorzkie refleksje. Płomienne przemowy, wzniosłe idee, powtarzane po stokroć frazesy i deklarowane chęci zbawiania świata obnażają nie tylko bezradność społeczności międzynarodowej, ale także brak woli działania na rzecz stabilizacji. Otrzymujemy blok reklamowy przepełniony kłamstwami, podwójnymi standardami i możemy być pewni, że przebudzenie nie nastąpi szybko. Wszak po co mocarstwom ład i pokój, kiedy najwięcej zyskują na kryzysach?