Po co Katalonii niepodległość? Czy rzeczywiście ma na to jakiekolwiek szanse? Co dalej z kryzysem w Hiszpanii? Zapytaliśmy eksperta w kwestii Katalonii – dr hab. Małgorzatę Myśliwiec.
Dlaczego Katalończycy chcą niepodległości?

Zacznijmy od tego, że kwestia niepodległości Katalonii nie jest tematem nowym. Katalończycy tak na dobrą sprawę od końca XIX w. zaczęli o tym myśleć. Przede wszystkim dlatego, że Hiszpania w XIX w. straciła wszelkie posiadłości zamorskie i przestała być imperium, a w związku z tym przynależność do państwa, które może nie jest zbyt atrakcyjne, zawsze jest wątpliwa. XIX w., w którym Hiszpania poniosła same porażki, spetryfikował nacjonalizm kataloński. I rzeczywiście, taką pierwszą próbę uzyskania niepodległości podjęto w latach 30. XX w. Wówczas prezydent Lluís Companys, jak się wszyscy śmieją, na 10 godzin ogłosił niepodległość Katalonii. Skończyło się to dla niego tragicznie, bo oczywiście najpierw musiał z tego powodu uciekać z Hiszpanii, został złapany we Francji i ostatecznie przez generała Franco stracony na wzgórzu Montjuïc. W związku z tym już gdzieś od lat 30. ta idea republikańskiej niepodległej Katalonii jest dosyć żywa.
Po śmierci generała Franco cała Hiszpania została podzielona na 17 wspólnot autonomicznych. Katalonia też tę autonomię uzyskała i przez mniej więcej 30 lat w imponujący sposób korzystała z możliwości prawnych do rozwinięcia siły regionu, czyli zarówno siły ekonomicznej, jak i pozycji kulturowej. Problem w moim przekonaniu zaczyna się w roku 2008, kiedy w Hiszpanię uderza bardzo mocno kryzys ekonomiczny i to zbiega się w czasie ze zmianą statusu autonomii. Otóż w 2006 roku, kiedy rządzili socjaliści, wiele wspólnot autonomicznych Hiszpanii po około ćwierć wieku obowiązywania tych statutów rozszerzała zakres kompetencji. Chcieli to zrobić też Katalończycy. Chcieli dwóch kontrowersyjnych kwestii, czyli uznania ich za naród w preambule do statutu autonomii oraz przyznania im możliwości kształtowania własnego systemu podatkowego, takiego, jakim dysponują Baskowie. Na to się nie zgodzono, a co jeszcze gorsze, parlament kataloński przyjął w 2006 projekt takiego statutu w nowej wersji. Katalończycy to zatwierdzili w referendum, hiszpański parlament również zatwierdził dokument, król go podpisał, po czym Partia Ludowa skierowała sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał wydał orzeczenie – uwaga – po 4 latach, w 2010 roku. I to był dla Katalończyków ogromny policzek, bo, oczywiście, sporo przepisów zakwestionowano. A więc z jednej strony mamy zmasakrowany przez Trybunał Konstytucyjny statut autonomii w nowej wersji, co było upokorzeniem dla Katalończyków, a z drugiej strony mamy kryzys ekonomiczny, który również mocno uderza w Katalonię. Na tej fali zaczyna nam się eskalacja nastrojów niepodległościowych.
Jakie są realne szanse Katalończyków na niepodległość?
Do 3 października byłam przekonana, że jeśli ktoś decyduje się na tak radykalny krok, to chyba ma wszystko dobrze przemyślane. Przypomnijmy sobie rok 2014, kiedy 2 miesiące po referendum szkockim Katalończycy przeprowadzili swoje nielegalne referendum. Wtedy ta frekwencja wyniosła nieco ponad 30%, więc absolutnie nie można było mówić że ona jest wiążąca, ale czymś, co mnie przekonało, że oni myślą o tym w demokratycznych i bardzo poważnych kategoriach, było przeprowadzenie wyborów parlamentarnych w Katalonii w 2015 roku. To pokazywało, że postawili oni kwestię niepodległości jako element w grze wyborczej. Ugrupowania rywalizujące o wejście do parlamentu kwestię niepodległości Katalonii wzięły sobie jako sztandar. Większość głosów nie została oddana na ugrupowania proniepodległościowe, ale z przepisów ordynacji wyborczej arytmetyka ułożyła się tak, że jednak uzyskali oni ponad 50% mandatów. Zaczęto wtedy mówić o mapie drogowej, zrobiono spis umów międzynarodowych, które wiążą Hiszpanię z innymi podmiotami i już zapowiadano, że będą to negocjować. Dla mnie zatem było jasne, że jeżeli ktoś przygotowuje taką akcję i chce tego referendum, wiedząc, że będzie nielegalne, to na pewno musi mieć już wynegocjowane pewne kwestie, jasną wizję jak to zrobić i przynajmniej jeden podmiot na arenie międzynarodowej, który uzna Katalonię w momencie ogłoszenia niepodległości. 6 września 2017 roku, czyli jeszcze przed referendum, parlament kataloński przyjął ustawę o niepodległości i, co najważniejsze, tam wyraźnie zaznaczono – w ciągu 48 godzin od referendum ogłaszamy niepodległość. W momencie, kiedy zobaczyłam, że po 48 godzinach nic się nie dzieje, to moja odpowiedź na to pytanie jest taka, że raczej ta niepodległość jest niemożliwa. Widzimy, że władze katalońskie absolutnie nie mają przygotowanej strategii ogłoszenia niepodległości i raczej – w moim przekonaniu – sukcesem dla Katalończyków to się nie skończy.
Czy Katalonia miałaby w ogóle szanse przetrwać jako państwo w przypadku uzyskania niepodległości?
To jest pytanie o kilka kwestii. Spróbujmy się zastanowić nad przetrwaniem ekonomicznym. To jest kolejny element, którego jakoś specjalnie nie widzę. Krążyły nawet takie pogłoski przed referendum, że Katalończycy będą chcieli sobie stworzyć raj podatkowy. Gdyby tak rzeczywiście miało być, to podejrzewam, że instytucje finansowe i firmy, które na terenie Katalonii działają, dobrze by o tym wiedziały, pewnie już by się szykowały na to, jakie korzyści ta niepodległość może przynieść. Tymczasem widzimy, że ponad 1000 firm z Katalonii uciekło. I to tych największych, takich jak CaixaBank czy Sabadell Bank, czyli filary, które przez prawie 40 lat tę autonomię Katalonii praktycznie tworzyły. W związku z tym obawiam się, że skoro tutaj nie ma planu, jak to zrobić, to w bardzo szybkim tempie można by doprowadzić do katastrofy ekonomicznej.
Po drugie, na pewno byłoby to państwo nieuznawane w Europie. Skoro Katalończycy, decydując się na taki krok, nie zapewnili sobie poparcia ze strony ani żadnego państwa, ani żadnej instytucji międzynarodowej, to trudno mi nawet powiedzieć, na co oni liczyli. W moim przekonaniu to powinno być absolutnie podstawowe działanie, jeśli ktoś chce utworzyć państwo, więc też tutaj trudno mi powiedzieć czy podmiot, którego nikt by nie uznawał, miałby szanse na przetrwanie. Podejrzewam że raczej kiepskie.
W związku z tym, biorąc pod uwagę nawet te dwa elementy, skoro oni nie mają przygotowania ani instytucjonalnego, ani ekonomicznego, ani z punktu widzenia bezpieczeństwa, to myślę, że na dzień dzisiejszy wygląda to bardzo blado.
Co będzie oznaczało uruchomienie artykułu 155 przez rząd w Madrycie?
Co to będzie oznaczało, dowiemy się dopiero w praniu, ponieważ ten artykuł mówi o tym, że jeżeli rząd wspólnoty autonomicznej nie wywiązuje się ze zobowiązań konstytucyjnych ani nie przestrzega przepisów prawa niższego rzędu (np. ustaw), to rząd – po uzyskaniu zgody Senatu – wprowadza środki konieczne (głosowanie w Senacie odbędzie się w piątek, 27 października – przyp. red.). No i teraz pytanie: co to są środki konieczne? Pamiętajmy, że ten artykuł nie był do tej pory użyty, więc to jest pewnego rodzaju precedens. W 1989 roku tylko raz w ówczesnej Hiszpanii Felipe González pogroził Wyspom Kanaryjskim użyciem tego artykułu, ponieważ Wyspy nie chciały odprowadzić należnego podatku. I jak tylko zagroził, że użyje tego artykułu, władze kanaryjskie podatek natychmiast uiściły. Teraz to będzie wyglądało tak, że premier Katalonii, Carles Puigdemont, zostanie wezwany przed komisję senacką ds. wspólnot autonomicznych. Tam będzie musiał się wytłumaczyć, co on w zasadzie zrobił. Czy ogłosił tę niepodległość, czy nie, bo na razie nikomu tego nie chce powiedzieć. Ewentualnie może też wyznaczyć swojego reprezentanta. Senat, na podstawie tego, czego się od premiera Katalonii dowie, może wyrazić zgodę na to, aby rząd Hiszpanii takie środki podjął. Na razie polega to na zawieszeniu władz wykonawczych Katalonii, te funkcje przejmą ministrowie hiszpańscy. Przejmą również kontrolę nad mediami katalońskimi, co już Katalończykom bardzo się nie podoba, i nad katalońską policją – Mossos d’Esquadra. Najprawdopodobniej w terminie 6 miesięcy zostaną przeprowadzone wybory do parlamentu katalońskiego. Natomiast nie wiemy, czy Katalończycy nie zareagują gwałtownie, na co rząd będzie chciał równie gwałtownie odpowiedzieć, a na co pozwala mu artykuł 155. Proszę pamiętać, że zgodnie z artykułem 8 hiszpańskiej Konstytucji, na czele integralności państwa stoi wojsko. Wszyscy widzieliśmy przemówienie króla Filipa VI, którego tak zdenerwowanego nie widziałam jeszcze nigdy. Proszę też pamiętać, że król stoi na czele armii. Gdyby doszło do użycia wojska, król siłą rzeczy będzie musiał stanąć po stronie rządowej.
Czy rozpisanie nowych wyborów po takich represjach nie obróci się przeciwko rządowi w Madrycie?

Uważam, że ten pomysł z wyborami parlamentarnymi jest absolutnie rewelacyjny z dwóch powodów. Po pierwsze, gdyby przeprowadzić je w sposób absolutnie rzetelny, dowiemy się, czego tak naprawdę chcą Katalończycy. W zależności od tego, którą siłę polityczną poprą, będziemy wiedzieli, czy na pewno ta opcja niepodległościowa ma większość. To, co się wydarzyło 1 października, jest w naszej cywilizacji szokujące. My oglądamy takie sceny albo jeśli nas atakuje jakiś wróg zewnętrzny, albo jeśli obserwujemy przemoc w tych mało demokratycznych państwach. Natomiast, gdy to się widzi w państwie Europy Zachodniej, to rzeczywiście jest to szokujące i myślę, że jeśli te wybory miałyby się odbyć tuż po tych wydarzeniach, to na pewno poparcie dla sił niepodległościowych byłoby duże. Natomiast proszę teraz zobaczyć jak się zachowuje Carles Puigdemont – obiecał obywatelom niepodległość, nie zrobił tego w ciągu 48 godzin, ten spektakl ciągnie się już 23 dni.
Sprawa druga – nawet patrząc z punktu widzenia Carlesa Puigdemonta, gdyby się okazało że większość Katalończyków chce niepodległości, to jaki argument miałby Mariano Rajoy (Premier Hiszpanii – przyp. red.)? To byłby argument dla Carlesa Puidgemonta.
I sprawa trzecia – nawet jeśli Carles Puidgemont ogłosił tę niepodległość, o czym my nie wiemy, bo nie chce tego powiedzieć, to dla mnie rozpisanie wyborów powinno być absolutnie naturalnym krokiem dlatego, że zostałaby wtedy wybrana konstytuanta, która powinna rozpisać konstytucję dla niepodległej Katalonii. Czyli te wybory tak czy owak powinny się odbyć i czy one uderzą w rząd w Madrycie? Uderzyłyby, gdyby rzeczywiście rząd kataloński wywiązał się absolutnie z wszystkiego, co obiecał 6 września, natomiast w tej sytuacji wcale nie jestem już tego taka pewna.
Czy jest szansa na kompromis między Katalonią a Hiszpanią?
To już niestety poszło za daleko, tu jest zdecydowanie za dużo emocji i ja w tym momencie rozwiązania kompromisowego nie widzę. To jest też pytanie, czego tak naprawdę te władze katalońskie chcą. Zaczynam się zastanawiać, czy one naprawdę chcą tej niepodległości, patrząc na to, co robią. Uważam, że jeżeli rzeczywiście Katalończycy chcieli na przykład większej autonomii fiskalnej i chcieli to osiągnąć takim środkiem, to wystarczyło wykorzystać ten moment kryzysu 2015-16, jeśli chodzi o wybory. Partia Ludowa nie jest w rządzie większościowym, a więc ugranie tutaj czegoś dla siebie byłoby dużo prostsze. Oni tego nie zrobili, więc myślę, że tutaj tę szansę stracili. Na kompromis tu nie ma szans. Wybory pokażą, która opcja – czy ta niepodległościowa, czy ta za pozostaniem w Hiszpanii – ma większość i dopiero po wyłonieniu parlamentu będą demokratyczne argumenty na to, aby dalej rozmawiać. Mamy teraz pół roku kompletnego zawieszenia.
Dr hab. Małgorzata Myśliwiec – ekspert w dziedzinie ustroju politycznego Hiszpanii oraz autonomicznego regionu Katalonii. W 1998 roku napisała pracę magisterską pt. „Pozycja ustrojowa Wspólnoty Autonomicznej Katalonii w systemie politycznym współczesnej Hiszpanii”. Autorka wielu publikacji naukowych, m. in. „Powstanie Demokratycznej Konwergencji Katalonii”, „Plan Ibarretxe – droga do niepodległości Kraju Basków?”, „Populizm w koncepcjach politycznych Katalońskiej Lewicy Republikańskiej (ERC)”, „Spain`s Party System at Times of the Economical Crisis after 2008” oraz książki „Katalonia na drodze do niepodległości?”. Wykłada na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.
Zdjęcie tytułowe: Merche Pérez