Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa. Kiedyś ważny członek jednej z największych grup przestępczych działających na terenie naszego kraju, dziś nazywany przez media najsłynniejszym polskim świadkiem koronnym. Kiedyś gangster ściągający haracze, dziś niemal gwiazdor posiadający wiernych fanów na portalach społecznościowych, dzielący się swoim prywatnym życiem ze światem, przed którym zdroworozsądkowo powinien się ukrywać. Jak przebiegała jego droga i w jaki sposób prowadzi swoją „karierę” obecnie, w zgoła innej rzeczywistości niż ta gangsterska z lat 90. ubiegłego wieku? Oczywiste, ale jednocześnie niepokojące jest to, że nad wyraz dobrze i z sukcesami radzi sobie człowiek, którego brudna przeszłość powinna raczej wzbudzać niechęć, niż być czymś, na czym można zbijać wcale niemały kapitał, nie tylko finansowy.
Od biednego dzieciaka ze Żbikowa do kapitana Pruszkowa
Żbików, czyli dzielnica osławionego Pruszkowa, po której bali się chodzić nawet funkcjonariusze ZOMO w czasach ancien régime, a bieda aż piszczała. To tutaj musiał żyć Masa wraz ze swoją ciężko pracującą matką — ojciec odszedł, gdy mały Jarek miał 2 lata. Jak później wspominał w wywiadach, to bieda jest jego najwyraźniejszym wspomnieniem z dzieciństwa. Już wtedy postanowił, że dojdzie w życiu do naprawdę dużych pieniędzy. Zaczęło się od włamania do fabryki, którego dokonał razem z Kiełbasą, swoim najlepszym przyjacielem (zastrzelonym później w 1996 roku; fałszywie przypisując sobie to zabójstwo, Masa budował swoją legendę gangstera, który nie ma litości dla nikogo). Później już klasycznie dla tamtych lat handlowali pod Peweksem walutą, kradli traki z papierosami, legalizowali kradzione samochody. Pozycja w środowisku rosła, więc w końcu nadszedł czas i na zyski z haraczy pochodzących od mniejszych grup podporządkowanych grupie pruszkowskiej. Ciężko oszacować, jak duże zyski to były, gdyż Masa nigdy nie ujawnił wielkości swojego majątku pochodzącego z przestępstw, tłumacząc się tym, że sam jej nie zna, ponieważ często inwestował te pieniądze w legalne przedsięwzięcia — dyskotekę na warszawskiej Woli czy restaurację w Pruszkowie. Z czasem stał się jedną z największych tuz Pruszkowa, tuż obok Pershinga czy Słowika.
30 grudnia 1999 roku Masa został zatrzymany przez policję za wyłudzanie haraczy. Wydawało się, że dobra passa się skończyła, jednak tylko pozornie. Po latach sam przyznał, że w 1994 roku, podczas czynności zatrzymania, bez większego przekonywania ze strony policjantów zgodził się na zostanie informatorem. Nie oznaczało to wcale, że od tego momentu Sokołowski stał się porządnym obywatelem. Przytoczmy wydarzenie z 26 czerwca 1996 roku, gdy pod jednym z dużych hipermarketów w Warszawie doszło do strzelaniny. Mimo naocznych świadków, którzy rozpoznali gangstera jako oddającego strzały, prokuratura nie podjęła tego tropu, a ochroniarzy Masy uznała za ofiary, a nie oprawców. Nie zweryfikowano nawet jego alibi i nie kwestionowano zeznań, jakoby znał przebieg zdarzeń tylko z gazet. Nieśmiały wniosek nasuwa się sam.
Jeszcze jedno wydarzenie w tej układance jest istotne. Na początku grudnia 1999 roku w wyniku strzelaniny ginie „opiekun” Masy w gangu, Pershing. Staje się jasne, że Masa jest następny do odstrzału. Czy to przypadek, że w tym samym miesiącu zostaje zatrzymany i przebywa pod okiem służb w areszcie w Wadowicach w związku z oskarżeniami o haracze, mimo że wcześniej odpuszczano mu większe grzechy za informacje?
Świadek koronny jako sposób walki z przestępczością zorganizowaną
W tym miejscu warto powiedzieć parę słów o samej tej instytucji, która została wprowadzona Ustawą o świadku koronnym z dnia 25 czerwca 1997 roku w odpowiedzi na rosnące w latach 90. XX wieku zagrożenie ze strony zorganizowanych grup przestępczych. Świadek koronny to osoba, która jest podejrzana w danej sprawie, ale została dopuszczona do składania zeznań jako świadek na ściśle określonych warunkach. Katalog spraw, do których ma zastosowanie ustawa, jest szeroki — od przestępstw popełnianych w zorganizowanej grupie, przez samo uczestnictwo w niej, po łapownictwo i płatną protekcję. Sam podejrzany musi do czasu wniesienia aktu oskarżenia udzielić organom ścigania informacji mogących ułatwić wykrycie pozostałych sprawców danego przestępstwa, okoliczności, w jakich zostały popełnione lub nawet udzielić wskazówek pozwalających zapobiec popełnieniu następnych przestępstw; jednocześnie zobowiązuje się zeznać je przed sądem. Drugim warunkiem jest ujawnienie majątku swojego i innych współsprawców przestępstwa. Pamiętajmy, że gangsterzy nie zarabiają średniej krajowej, a przyznanie samego statusu może być uzależnione od zwrotu korzyści uzyskanych z nielegalnego procederu, przeznaczanych później na naprawienie wyrządzonych szkód. Może zaboleć, ale i stawka jest niemała, bowiem podejrzany, któremu przyznano status świadka koronnego, nie podlega karze za przestępstwa z katalogu, o którym wspominałam kilka zdań wcześniej i które ujawnił w trakcie postępowania. Ustawodawca zastrzega także, w jakich okolicznościach przyznanie statusu jest niemożliwe. Chodzi o przypadki, gdy podejrzany zabił sam lub w porozumieniu, usiłował zabić, nakłaniał inną osobę do popełnienia przestępstwa, aby skierować przeciwko niej postępowanie karne, bądź osobiście kierował zorganizowaną grupą. Celowe wiązanie członków grup we wspólne zabójstwa stało się niejako polisą ubezpieczeniową dla grupy i chroniło ją przed przystąpieniem osób współwinnych do programu ochrony świadków. Aby nie było tak kolorowo, przewidziana jest także możliwość uchylenia statusu, gdy świadek w trakcie postępowania zeznał nieprawdę lub celowo zataił informacje, popełnił nowe przestępstwo, nie ujawnił całego majątku swojego lub współwinnych bądź nadano go komuś, kto komu według ustawy nadany być nie powinien.
Praktyka pokazuje jednak, że nie każdy potrafi żyć jako świadek koronny. Wiąże się to bowiem z zerwaniem wszelkich kontaktów ze swoim poprzednim środowiskiem oraz otrzymaniem łatki zdrajcy przez złamanie niepisanej zasady milczenia. Niebezpieczna jest rola osoby, która musi zdradzić tajemnice swoich dawnych najbliższych kolegów za korzyści oferowane jej przez państwo, czyli drugą stronę barykady. W środowisku przestępczym świadek koronny to osoba jawnie znienawidzona, którą środowisko gardzi i często wyznacza sobie za cel numer jeden na swojej czarnej liście, chociażby z chęci zemsty, czego potwierdzeniem są jawne groźby padające na rozprawach z udziałem świadków koronnych wobec nich samych i ich najbliższych. Na państwie spoczywa więc obowiązek ochrony przestępców i ich rodzin i zapewnienie im szeregu dóbr. Fizyczna ochrona, pomoc w zmianie miejsca zamieszkania i pracy, dbanie o stan zdrowia, wykształcenie dzieci, finansowe wsparcie w razie niemożności zatrudnienia, wydanie nowych dokumentów. Jak mówią sami funkcjonariusze, do tego katalogu powinna zostać dołączona stała opieka psychologiczna, która bez wątpienia pomogłaby w lepszym przystosowaniu się tych osób do nowej sytuacji, co na pewno korzystnie wpłynęłoby na jakość zeznań i umocnienie w przekonaniu, że podjęły one słuszną decyzję, przystępując do programu. Trzeba powiedzieć uczciwie — nie każdy ma odpowiednie predyspozycje, aby sprostać takiemu obciążeniu w sposób, który ułatwi organom ścigania pracę, a nie ją utrudni. Masa nie do końca takie predyspozycje posiadał.
Sokołowski wychodzi z więzienia w połowie 2000 roku już ze statusem świadka koronnego. Dzięki jego zeznaniom udaje się skazać na kary więzienia bossów gangu pruszkowskiego — Słowika, Maliznę, Parasola. Ale jest też druga strona medalu — częste zmiany zeznań, wycofywanie się z nich, konfabulowanie, rzucanie oskarżeń bez pokrycia. Rozważania, czy służby mają się czym chwalić w tej sprawie, czy nie, zostawmy na inny czas. Tak czy inaczej Masa jest na celowniku jako największy zdrajca przestępczego półświatka. Logika nakazywałaby więc zaszycie się z rodziną gdzieś za granicą i nie zwracanie na siebie niepotrzebnej uwagi.
Celebryta na garnuszku państwa?
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Masie zainteresowanie jego osobą odpowiada, a nawet jest przez niego samego podsycane. Ciężko bowiem wskazać drugiego człowieka, który, naprawdę obawiając się o swoje życie, świadomie promuje się w mediach. Sokołowski ma na swoim koncie już 7 książek, publikowanych z dosyć dużą regularnością (niemal pewne jest, że to jeszcze nie koniec), w których od podszewki stara się omówić realia panujące w grupie pruszkowskiej.[1] Jest książka, musi być i promocja. Nie tak dawno, bo na początku 2017 roku, miało się odbyć spotkanie autorskie w centrum Warszawy, rozpoczynające ogólnopolskie tournée promujące właśnie nową książkę, oczywiście z udziałem gangstera we własnej osobie. Ceny biletów wahały się od 65 zł do 100 zł (premiowane książką z autografem). Ku rozczarowaniu widowni spotkanie zostało odwołane przez funkcjonariuszy CBŚP ze względów bezpieczeństwa; podobna sytuacja miała miejsce w Poznaniu. Od czasu do czasu można natknąć się też w Internecie na wypowiedzi Masy o szeroko pojętej tematyce ogólnopolitycznej pochwały Zbigniewa Ziobry, chęci ochrony Jarosława Kaczyńskiego własną piersią w razie zamachu na jego życie czy zwierzenia, na jaką partię aktualnie głosuje w wyborach. Idąc z duchem czasu, Sokołowski nagrywa filmiki ze swoim udziałem, ma także swój fanpage na Facebooku, z liczbą ponad 40 tysięcy polubień, na którym publikuje zdjęcia z wakacji na Dominikanie, komentuje otaczającą go rzeczywistość, promuje swoje wywiady i artykuły przedstawiające jego przeszłość i poglądy. Nie myślmy jednak, że jest to strona będąca laurką wolności słowa. Użytkownikom, którzy piszą nieprzychylne komentarze i posiadają inne zdanie niż administrator nie jest dane długo być częścią tej społeczności, blokady sypią się jak szalone (a obserwujących i tak przybywa). Zdarza się także, że sam gangster wynajduje w Internecie artykuły i opinie nieprzychylne jego osobie, po czym bezlitośnie je obala i krytykuje ich autorów, często używając wyrazów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Ostatnio wdał się nawet w internetowa pyskówkę z innym byłym gangsterem, Jarosławem Maringe ps. Chińczyk (tak, on także pisze książkę).
Trudno nie odnieść wrażenia, że dzisiejsze życie Sokołowskiego jest zbyt błogie i beztroskie jak na kogoś, kto bez wątpienia naraził się wielu niebezpiecznym ludziom i podobno miał przyczynić się to rozwiązania tajemnic tak wielu zbrodni i przekrętów. Pamiętajmy, że nadal jest on objęty programem ochrony świadków, a więc przysługuje mu pomoc państwa we wszystkich aspektach życia, także w aspekcie finansowym, mimo że zarabia krocie na sprzedaży książek i innych interesach. Nie poniósł kary za żadne ze swoich przewinień, zgodnie z zapisami ustawy, ale też część jego rzekomo sensacyjnych informacji nie miała poparcia w rzeczywistości, a co za tym idzie w wyrokach skazujących, więc de facto były bezwartościowe. Pojawia się zatem szereg pytań. Dlaczego państwo nadal wydaje setki tysięcy złotych na ochronę osoby, której działania wskazują na to, że raczej niczego się nie obawia? Jak w tej sytuacji postrzegać zachowanie osoby, która nie boi się spotykać z dziennikarzami czy czytelnikami, prowadzić jawnych interesów, kpić ze swoich dawnych wrogów będących już na wolności i świadomie lub nie postępować tak, że nie stanowiłoby problemu ustalenie jego miejsca pobytu?
W jednym z odcinków serialu dokumentalnego „Alfabet mafii” Ewy Ornackiej i Piotra Pytlakowskiego, poświęconym Masie, inny były członek grupy Pruszkowskiej anonimowo przyznał, że Masa jest bezpieczny, dopóki więzienia nie opuszczą ludzie, którym się naraził. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że podobno wyznaczono nagrodę za głowę gangstera. A wtedy „poleje się szampan, bo będzie to święto polskiej gangsterki”. Na dzień dzisiejszy musi więc bez odpowiedzi pozostać pytanie, czy Sokołowski jest człowiekiem, który naprawdę nie do końca zdaje sobie sprawę z sytuacji, w której się znajduje, i po prostu dobrze się bawi, lekceważąc zagrożenie, czy wszystko to, czego jesteśmy świadkami, to świadoma, marketingowa strategia, obliczona tylko i wyłącznie na blichtr i zysk, a groźby ze strony jego dawnych kolegów to tylko czcze gadanie.
Źródła:
Wiesław Mądrzejowski „Przestępczość zorganizowana. System zwalczania”, Warszawa 2015
E. Ornacka, P. Pytlakowski, „Alfabet mafii”, Warszawa 2004
https://opinie.wp.pl/kazimierz-turalinski-masa-bzdur-6114328082442369a
[1] Autorka artykułu bez wstydu przyznaje, że dała radę przeczytać tylko jedną książkę z całej bibliografii pana Masy, nie jest to bowiem literatura najwyższych lotów. To jednak subiektywna opinia, którą najlepiej zweryfikować samemu.