Pierwsze miesiące nowego roku nie były zbyt pozytywne zarówno dla partii Jarosława Kaczyńskiego, jak i dla całego obozu rządzącego. Do tej pory większość wpadek, błędów czy lepszych i gorszych ustaw wyborcy przyjmowali raczej z przymrużeniem oka. Oczywiście PiS nie zawdzięcza tego swojej „intuicji politycznej”, której specjalnie nie posiada, ale w dużej mierze nieudolności opozycji, która prędzej zdolna jest sama siebie wyeliminować poprzez masę błędów i nieumiejętność odnalezienia się w roli opozycjonisty, niż poważnie zagrozić rządzącym.
GEN SAMOZNISZCZENIA
Dwa lata temu postawiłem tezę (nie byłem z resztą jedyny), że PiS nie potrzebuje opozycji, ponieważ potrafi wyeliminować się sam. Sygnały pojawiają się w zasadzie od początku obecnej kadencji Sejmu. Sprawa Trybunału Konstytucyjnego, programy socjalne obciążające budżet państwa, tak zwana „apteka dla aptekarza”, wpadki ministrów typu „San Escobar”, wypadki limuzyn rządowych, nowe podatki, spięcia na linii prezydent-rząd (o różnych skutkach), sprawa hodowli zwierząt futerkowych, ciągle powracająca sprawa aborcji (choć w tym wypadku były to projekty proponowane najpierw przez Ordo Iuris, a niedawno przez komitet ,,Zatrzymaj aborcję”, więc PiS otrzymał przez te propozycje mocnym rykoszetem uderzającym w sondaże) czy zawrotna szybkość procesu legislacyjnego i dziesiątki tysięcy stron nowego prawa rocznie… Można wymieniać bardzo długo. To wszystko jednak było ratowane przez brak alternatywy dla części wyborców. Nie oszukujmy się, ale ani na prawo od PiS (Wolność, czyli dawny KORWiN, lub Kukiz’15), ani na lewo (PO, .N, SLD, Razem) żadne ugrupowanie nie potrafi się przebić. Dla prawej strony Prawo i Sprawiedliwość jest swego rodzaju „buforem”, który blokuje powstanie jakiejkolwiek większej partii czy ugrupowania po tej stronie sceny politycznej, a po lewej poza kolejnymi marszami, krzykami i mówieniem, jaki to PiS jest zły („a dlaczego? — bo jest zły”) nie widać żadnego pomysłu.
Do pewnego czasu działo się tak bez poważniejszych strat dla rządzących. Potknięcia pojawiły się dopiero po zmianie premiera, kiedy Mateusz Morawiecki zastąpił Beatę Szydło. Pojawił się równocześnie chaos związany z rekonstrukcją rządu — a jak uczy doświadczenie, wyborca zaczyna być niezadowolony ze swojego wyboru w momencie, gdy nie wie, co się dzieje. I tak było w tym przypadku.
Kolejnym problemem było to, co dotyczyło w historii naszego parlamentaryzmu każdej partii, która zaczynała rządzić. Fotel rządzącego jest jak łoże fakira, na które siadając człowiek stara się nie wykonywać zbyt pochopnych ruchów. Po pewnym czasie każdy jednak dochodzi do wniosku, że w zasadzie to tu nic nie kłuje i zaczyna wykonywać niepewne ruchy. PiS zaczął od konkretnej polityki, jeśli tak można nazwać 500+ i inne sztandarowe programy (których część nie doszła do skutku). W ostatnim półroczu widać jednak wyraźne zejście w stronę polityki „symbolicznej”: tutaj zaczniemy mówić o reparacjach, tu znowelizujemy ustawę o IPN, a tutaj zaczniemy dekomunizować i degradować byłych oficerów LWP. I byłaby to jedynie połowa problemu, gdyby nie coś, co partię Kaczyńskiego męczy od dłuższego czasu — brak pewności w podejmowanych decyzjach i wycofywanie się z nich.

JAROSŁAW KACZYŃSKI
Ciężko powiedzieć, czy prezes PiS jest problemem dla swojego ugrupowania. To osoba na tyle specyficzna w polskiej polityce, że na przedstawienie jej charakterystyki potrzeba co najmniej osobnego artykułu. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka spraw.
Jest to osoba niewątpliwie potrzebna każdej ze stron sceny politycznej, za wyjątkiem „prawej strony”. Dla opozycji na lewo Komendant (jak się przyjęło nazywać w niektórych kręgach Jarosława Kaczyńskiego) jest jak paliwo, dzięki któremu ma ona co krytykować i na kogo zrzucać wszelkie winy (konia z rzędem temu, kto znajdzie choć jeden numer np. „Gazety Wyborczej” z ostatnich 3 lat, gdzie nie pada nazwisko prezesa PiS).
Natomiast dla tzw. Zjednoczonej Prawicy jest on w zasadzie niezbędny to zachowania status quo. Bez większej analizy można wyróżnić co najmniej trzy stronnictwa, które ścierają się między sobą — walka buldogów pod dywanem trwa.
Osoby skupione wokół Zbigniewa Ziobry, Jarosława Gowina i Mateusza Morawieckiego tworzą najsilniejsze obozy, które są mniej lub bardziej równoważone przez działania prezesa. Podobnie jest w przypadku środowiska skupionego wokół prezydenta Andrzeja Dudy, z którym w ostatnich tygodniach i miesiącach dochodzi do najpoważniejszych spięć. Pojawia się jednak pytanie: jak długo taki stan rzeczy się utrzyma?

Zazwyczaj bywa tak, że sondaże działają z pewnym opóźnieniem (do 3 miesięcy) i dziś widzimy pokłosie wydarzeń z końca grudnia i przede wszystkim ze stycznia. Tendencja jednak jest dalej dla partii rządzącej bezpieczna — PO, .N i PSL razem wzięte nadal tracą (w granicach punktów procentowych) do PiS. Ale światło ostrzegawcze pojawiło się ponownie, a opozycja ostatnim razem była równie ,,blisko” w grudniu 2016 roku. Na razie jedyne, co można zrobić, to tak naprawdę to, co zwykle — wróżyć z fusów, a sondaże są tylko wskazówkami dla polityków.
Źródła:
ewybory.eu
pap.pl
pl.sputniknews.com
Zdjęcie tytułowe: AP Photo/Alik Keplicz