30 marca — Dzień Ziemi. Data upamiętniająca strajki i marsze tego dnia w 1976 roku w odpowiedzi na izraelskie plany wywłaszczenia tysięcy hektarów arabskiej ziemi. W starciach z Izraelczykami zginęło wtedy 6 nieuzbrojonych cywilów. Właśnie 30 marca bieżącego roku, przy okazji 70. rocznicy powstania Państwa Izrael, rozgorzały masowe protesty Palestyńczyków w Strefie Gazy. Jak dotąd od ostrzału z broni ostrej, gładkolufowej oraz w wyniku użycia gazu łzawiącego zginęło ponad 30 osób, a rany odniosło kilka tysięcy.
Iskra

Palestyńska organizacja terrorystyczna Hamas walczy z Izraelem od samego początku swojego istnienia. Najpierw zajmowali się walką zbrojną z okupantem, ale w miarę rosnącej dysproporcji sił musieli zmienić swoją strategię. Ostatni otwarty konflikt z Izraelczykami w 2014 roku przyniósł Strefie Gazy tak katastrofalne zniszczenia, że Hamas nie byłby w stanie przekonać Palestyńczyków o słuszności kolejnego takiego konfliktu. Od przejęcia przez Hamas władzy z rąk rządu prezydenta Abbasa w Gazie w 2007 roku sytuacja zmieniła się dramatycznie. Bezrobocie szaleje, woda nie nadaje się do picia, elektryczność jest dostępna tylko dwie godziny na dobę, głód jest powszechny, a kanalizacja nie istnieje (Hamas przerabiał rury kanalizacyjne na rakiety, więc Izraelczycy zablokowali dostawy), przez co niegdyś piękne wybrzeże Morza Śródziemnego zamieniło się w ściek. Na początku Hamas zrzucał całą winę na blokadę narzuconą przez Izrael, co łatwo trafiało do społeczeństwa w świetle częstych izraelskich ataków na Strefę, jednak z biegiem czasu ludzie mieli coraz bardziej dość, a poparcie dla Hamasu osiągało najniższe w historii wyniki. Ugrupowanie było więc zmuszone do zmiany swojej strategii, starając się zyskać poparcie ludności poprzez wspieranie oddolnych inicjatyw Palestyńczyków, takich jak marsze czy protesty. Perfekcyjna okazja nadarzyła się właśnie 30 marca 2018 roku, 70 lat po ogłoszeniu niepodległości przez Izrael oraz dokładnie 42 lata po zabiciu 6 Palestyńczyków przez wojsko Izraela i rozpoczęciu oporu społeczności arabskiej wobec izraelskiego „okupanta”.
Pożar

Na siedemdziesięciolecie niepodległości Izraela Palestyńczycy przygotowali specjalny prezent. Zorganizowali wydarzenie nazwane „Wielkim Marszem Powrotu”, gdzie dziesiątki tysięcy Palestyńczyków miało maszerować w kierunku granicy z Izraelem, domagając się umożliwienia im powrotu na ziemie, z których zostali wygnani. Hamas wprawdzie nie zorganizował tego wydarzenia, ale wyraźnie je poparł i mobilizował Palestyńczyków do uczestnictwa. Protesty były zaplanowane jako sześciotygodniowa kampania trwająca od 30 marca do 15 maja. Jak długo rzeczywiście potrwają? Zobaczymy. W momencie pisania artykułu nie jesteśmy nawet blisko ich zakończenia. Założenia organizatorów zostały zrealizowane. Dziesiątki tysięcy Palestyńczyków pierwszego dnia protestów (w piątek — dzień święty dla muzułmanów) pomaszerowały na granicę. Izraelczycy ostrzelali tłum protestujących z amunicji ostrej i gumowej oraz użyli gazu łzawiącego.

W trakcie drugiej fali protestów w kolejny piątek (6 kwietnia), nazwany „Piątkiem płonących opon”, miała miejsce identyczna sytuacja. W trakcie tych dwóch fal w starciach demonstrantów z izraelskim wojskiem zginęło jak na razie ponad 30 osób (w tym palestyński dziennikarz), a prawie 3000 zostało rannych. Z jednej strony Izraelczycy wypierają się strzelania do nieuzbrojonych demonstrantów, z drugiej jednak na materiałach wideo opublikowanych między innymi przez Al-Jazeerę czy The Washington Post widać izraelskich snajperów świętujących zastrzelenie Palestyńczyka (sic!). Hamas przekonuje o pokojowym charakterze protestów, jednak w mediach społecznościowych można trafić na zdjęcia wykonane aparatem przez lunety radzieckich karabinów snajperskich, na których widać żołnierzy IDF (Israeli Defense Forces). Zdjęcia są oczywiście opatrzone ostrzeżeniem dla Izraelczyków. Trudność w jednoznacznej ocenie faktów najlepiej obrazuje sytuacja z pierwszego dnia protestów, kiedy to w piątkowy poranek Izraelczycy zabili 27-letniego palestyńskiego rolnika w okolicach Chan Junus. Palestyńczycy twierdzą, że mężczyzna pracował na polu. Izraelczycy z kolei utrzymują, że instalował ładunek wybuchowy.

W piątek (13 kwietnia) miała miejsce kolejna fala protestów. Dzień upłynął pod hasłem „Spal flagę Izraela, zawieś flagę Palestyny” (sic!). W trakcie protestów tego dnia rany odniosło prawie tysiąc osób, w tym 9 palestyńskich dziennikarzy. Izraelski pocisk ranił także dziennikarza portalu Middle East Eye. Potwierdzono śmierć jednego Palestyńczyka, 28-letniego Islama Herzallaha, który miał zostać zastrzelony przez izraelskiego snajpera.
Reakcja

Jak można się było spodziewać, izraelskie media oraz politycy wyrażają poparcie dla działań swojego wojska, mówiąc o odpieraniu wrogiego ataku, z kolei państwa arabskie oraz Iran popierają protestujących oraz oskarżają Izrael o zbrodnie, a zachodnie media o przekłamania i stronniczość (szczególnie katarska Al-Jazeera). Poza regionem natomiast Unia Europejska oraz ONZ postulują przeprowadzenie niezależnego dochodzenia w celu wyjaśnienia kwestii zastrzelonych Palestyńczyków, co jednak może być utrudnione ze względu na istotną rolę Stanów Zjednoczonych w ONZ. Kuwejt dwukrotnie proponował przeprowadzenie „niezależnego i transparentnego dochodzenia” w sprawie zabicia 17 Palestyńczyków, ale starania te za każdym razem były blokowane przez USA. Amerykanie oskarżyli też palestyńskich liderów, mówiąc, że zachęcają oni Palestyńczyków do podchodzenia pod granicę, wiedząc, że ci mogą zostać zabici lub zranieni. Wygląda więc na to, że Amerykanie dalej będą pilnować swojego niezatapialnego lotniskowca i nie powinniśmy się spodziewać wyjaśnienia śmierci demonstrujących, a co za tym idzie związanych z tym konsekwencji.
Źródła:
Al-Jazeera, The New York Times, The Washington Post, BBC, Polityka, The Jerusalem Post, Foreign Policy