Kurz bitewny stopniowo zaczął już opadać, zatem można przystąpić do analizy tego, co właściwe wydarzyło się w ostatnich dniach. Kto zgarnął najwięcej, kto poniósł największą porażkę? Co zmieni się w polskim Sejmie i czy PiS faktycznie zdeklasowało rywali?
FAKTY, REKORDY
Po wynikach sondażowych, które pojawiły się w niedzielę wyborczą, można było wyciągnąć już część wniosków, natomiast tutaj skupimy się przede wszystkim na oficjalnych wynikach ogłoszonych po zakończeniu liczenia głosów. Co jest w tym wszystkim takiego ciekawego? Kilka faktów oraz rekordów, które warto przedstawić na samym początku:
- historyczna frekwencja na poziomie 61,74%;
- rekordowy wynik Prawa i Sprawiedliwości, na którego komitet wyborczy oddało głos 8 051 935 osób (dla porównania: obecną Konstytucję III RP poparło 6 396 641 osób, co stanowiło wtedy 53,45% głosów przy frekwencji na poziomie 42,86%).
Zaś jeśli chodzi o to, jak rozkładają się mandaty ugrupowań, to wygląda to w następujący sposób:
- Prawo i Sprawiedliwość (oraz Solidarna Polska z Porozumieniem) — 235 mandatów;
- Koalicja Obywatelska (Platforma Obywatelska, .Nowoczesna, Inicjatywa Polska, Zieloni) — 134 mandaty;
- Sojusz Lewicy Demokratycznej (oraz Wiosna i Razem) — 49 mandatów;
- PSL (oraz Kukiz’15) — 30 mandatów;
- Konfederacja (m.in. KORWiN, Ruch Narodowy i Korona) — 11 mandatów.

PRZEANALIZUJMY PODIUM
Tyle teorii. Przejdźmy teraz do analizy, bo tutaj robi się ciekawiej. Po ogłoszeniu oficjalnych wyników (w myśl zasady, że prawdę każdy ma swoją) komitety, które przekroczyły próg wyborczy, zaczęły ogłaszać swoje zwycięstwo. I oczywiście, cieszyć się rzecz ludzka, jednak czy naprawdę wszyscy mają powody do radości?
Na początek weźmy głównego zwycięzcę, czyli PiS. Niewątpliwie partia Jarosława Kaczyńskiego dobitnie podkreśliła swoje zwycięstwo: nokaut jeśli chodzi o przyrost nowych wyborców (ponad 2 miliony!) oraz rekordowy wynik, większość w Sejmie oraz dominacja na mapie wyborczej (poniżej). Jednak objawiły się też pewne słabości, z czego kilka może mieć wpływ na najbliższą kadencję.
Po pierwsze, potwierdził się fakt, że zwycięstwo PiS i samodzielna większość w poprzednich wyborach była dziełem niesamowitego szczęścia — niewejścia do Sejmu partii Korwina oraz Zjednoczonej Lewicy. Teraz, pomimo zdobycia ponad 2 milionów głosów więcej, liczba mandatów została praktycznie taka sama, jak na początku poprzedniej kadencji.
Po drugie, pozostaje kwestia partii satelickich, które zyskały w tych wyborach sporą ilość nowych posłów, co może (choć nie musi) zaważyć na późniejszej grze wpływów wewnątrz rządzących.
Wreszcie po trzecie i czwarte, bo kwestie te wiążą się ze sobą, doktryną PiS od lat była taktyka, że na prawo od nich jest już tylko ściana. Jednak przez fatalne w swych skutkach działania telewizji państwowej oraz zaskakującą mobilizację w środowisku „na prawo” od PiS w Sejmie zjawiła się Konfederacja i odepchnęła Prawo i Sprawiedliwość od ściany, robiąc dla siebie trochę miejsca. Zmieni to na pewno sposób prowadzenia polityki przez PiS, gdyż teraz ataki nie będą szły wyłącznie z umownej lewej strony, ale również z prawej.
Kłopotliwy wydaje się także Senat, gdzie PiS, pomimo posiadania największej liczby członków tej izby spośród wszystkich ugrupowań, nie zdołał uzyskać większości. Powołując się na „casus Kałuży” z wyborów samorządowych, okno transferowe dla senatorów opozycji pozostaje otwarte, choć mało prawdopodobne wydaje się skorzystanie kogokolwiek z niego.

Czas na drugi komitet, czyli Koalicję Obywatelską (pozwolę sobie zamiennie używać też nazwy Platforma, ponieważ to są dominującą partią w tej grupie). Tutaj tak naprawdę ciężko doszukać się jakichś plusów. Najpierw może jednak to, co da się odnotować jako porażki.
Z pewnością mobilizacja nie przyniosła zaskakująco dobrych rezultatów, na co zwracał uwagę m.in. Borys Budka. Pomimo wcześniejszych prognoz PO nie była w stanie przebić się przez barierę 30%.
Kolejną porażką jest przegrana w 15 województwach oraz w miażdżącej większości powiatów, co widoczne jest wyraźnie na mapie powyżej.
Następnym problemem, który przewijał się przez ostatni rok, jest obecność Lewicy, która coraz bardziej chce być postrzegana jako tzw. główny „anty-PiS”. Kłopotem dla KO jest też utrata sporej liczby mandatów. W 2015 roku PO wraz z .Nowoczesną zdobyły w sumie 166 mandatów. Teraz ich liczba spadła do 134. No i na końcu to, co męczy Platformę od końca 2014 roku: brak pomysłu na siebie, słabość lidera i brak „czystek” w kadrach, co mogłoby być powiewem świeżości w partii. Tymczasem pozostaje bezideowość i miotanie się między centrum a lewicą oraz wpadki niektórych czołowych członków partii. To spowodowało odpłynięcie nie tylko centrowego elektoratu do PiS i PSL, ale również tego bardziej lewicowego do SLD. W tej chwili ważą się nie tylko losy Grzegorza Schetyny jako szefa partii, ale również losy samego ugrupowania, które musi wypracować konkretny plan, aby odzyskać utracone znaczenie w polskiej polityce.
W zasadzie względnym sukcesem może być jedynie sytuacja w izbie wyższej (choć jeszcze może się to zmienić) oraz to, że Platforma nadal dystansuje pozostałe komitety opozycji.

Podium zamyka wielki nieobecny poprzedniej kadencji, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej, obecnie wspierany przez młode partie: Wiosnę i Razem. SLD ma powody do zadowolenia — udało się zdobyć kilkadziesiąt mandatów, kilkaset tysięcy nowych głosów oraz, co najbardziej cieszyć będzie Włodzimierza Czarzastego, podporządkować sobie pozostałe lewicowe ugrupowania. Co prawda, mapa przepływu elektoratów pojawi się pewnie w najbliższych tygodniach, ale można domyślać się, że to właśnie SLD jest największym beneficjentem problemów Platformy. Jednak, żeby nie było za różowo, największym wyzwaniem zbliżającej się kadencji będzie utrzymanie jedności przez lewicę. O ile Wiosna nie jest już tak silna, jak była na początku, o tyle partia Razem z pewnością będzie chciała większej samodzielności. Po zapewnieniach Włodzimierza Czarzastego wiadomo, iż pieniądze z subwencji nie zostaną podzielone pomiędzy koalicjantów, czyli Wiosna i Razem będą zdane na SLD.
POZA PODIUM
Tuż za podium uplasowało się Polskie Stronnictwo Ludowe, które swoje wysokie poparcie zawdzięcza tym razem, o dziwo, nie terenom wiejskim, ale dużej ilości głosów w okręgach miejskich. I tutaj znowu można przypuszczać, że wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze — zebranie pozostałości po Kukiz’15, które z pewnością wniosło co najmniej kilkadziesiąt tysięcy głosów.
Kolejnym czynnikiem jest fakt, że PSL stracił tak długo utrzymywane poparcie na wsiach na rzecz PiS. Natomiast napływ elektoratu miejskiego prawdopodobnie wiąże się z odpłynięciem centrowego elektoratu od Platformy. Jednak żeby dodać łyżkę dziegciu, to warto zauważyć, że PSL straciło część mandatów (jeśli policzymy również nabytki z Kukiz’15). Szacunkowo wychodzi nam spadek z 58 do 30 mandatów. Co do subwencji sytuacja jest taka sama, jak w przypadku SLD — PSL bierze wszystko, Kukiz’15 (formalnie) nic.
Ostatnim oraz chyba najbardziej zaskakującym aspektem wyborów jest pojawienie się w Sejmie Konfederacji. Pomimo dużej blokady w mediach (niezapraszanie członków tego ugrupowania do programów telewizji publicznej, omijanie numeru komitetu czy usuwanie z publikowanych sondaży), komitet ten zdołał zdobyć zaskakująco dobry wynik i podwoić liczbę wyborców z wyborów do europarlamentu. Miała na to wpływ przede wszystkim batalia, jaką stoczyło to ugrupowania z TVP (Konfederacja wygrała wszystkie procesy w trybie wyborczym), postawienie na bardziej stonowane wypowiedzi i wycofanie się w debacie publicznej z bardziej radykalnych postulatów, duża mobilizacja, w szczególności wśród młodzieży (około 20%) oraz, co niewątpliwie miało ogromne znaczenie, schowanie Janusza Korwina-Mikkego. Wśród pozytywów, które stoją przed Konfederacją, jest możliwość atakowania PiS z prawej strony pod kątem gospodarczym (od strony wolnościowców) oraz obyczajowej (narodowców), na co Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało teraz zwrócić uwagę. Ponadto Konfederacja będzie mogła również próbować być alternatywą wolnorynkową do będącej w kryzysie Platformy oraz zmiennego jak chorągiewka na wietrze PSL.
Należy jednak pamiętać o tym, kto dostał się do Sejmu z Konfederacji. Poza w miarę stonowanymi Jakubem Kuleszą, Arturem Dziamborem czy Krzysztofem Bosakiem mamy tam również „perełki” w postaci Grzegorza Brauna oraz samego Korwina-Mikkego. Będzie to wielkie wyzwanie na najbliższe 4 lata, aby trzymać ich blisko i nie pozwolić, by w szczególności Korwin nie uruchomił sławetnego „protokołu 1%”.
Swoją drogą, pojawia się również niewielki uśmiech (u jednych radosny, u drugich pogardliwy), kiedy widzi się Korwina-Mikkego, który wrócił do Sejmu po ponad 26 latach (co chyba na długo pozostanie trudnym do pobicia rekordem).

Czy będzie lepiej w tej kadencji Sejmu? Tego nie wiadomo, ale zważywszy na to, kogo zobaczymy w ławach sejmowych, możemy być pewni jednego — będzie ciekawie.
Źródła:
1. https://briefz.pl/7-absurdalnie-prawdziwych-zdan-o-ostatnich-wyborach/
2. https://www.tvn24.pl/wybory-parlamentarne-2019/wiadomosci-wyborcze,474/wyniki-wyborow-parlamentarnych-2019-oficjalne-wyniki-pkw-wyniki-wyborow-do-sejmu-i-senatu,977227.html
3. http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10259
4. onet.pl
5. wprost.pl
6. gazeta.pl
Zdjęcie tytułowe: Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta