7 listopada 1964 roku swoją krwawą działalność w okolicach Katowic rozpoczął seryjny morderca, nazwany później „Wampirem z Zagłębia”. Na swoim koncie miał czternaście zabójstw kobiet oraz usiłowanie kolejnych siedmiu. Jego sprawa do dziś budzi wiele kontrowersji.
ZAGŁĘBIE STRACHU
Lata od 1964 do 1970 były przepełnione strachem i paniką wśród mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego. Na tym terenie tylko w roku 1965 zostało zaatakowanych 11 kobiet, z czego 7 zabitych. Sprawca (z wyjątkiem dwóch ostatnich ataków) zawsze działał tak samo. Wieczorami wypatrywał kobiet, kiedy wracały do domu, następnie atakował od tyłu zadając mocne ciosy tępym narzędziem aż do momentu zgonu kobiety. Niejednokrotnie ofiary były znajdowane ze ściągniętą bielizną. Ze względu na obrażenia, które (z wyjątkiem ostatniego ataku) zawsze były zadawane z lewej strony, stwierdzono, że sprawca był leworęczny. Dodatkowo obrażenia dwóch ostatnich ofiar wskazały na zmianę narzędzia, jakim posługiwał się rzekomy Wampir. Ofiary tego seryjnego mordercy były na pierwszy rzut oka przypadkowe. Nie posiadały żadnych cech wspólnych, jeśli chodzi o wygląd. Wampir z Zagłębia zabijał zarówno kobiety młode, jak i starsze, kolor włosów ani postura nie miały dla niego szczególnego znaczenia. Wśród ofiar pojawiały się brunetki i blondynki, kobiety chudsze oraz bardziej masywne. Celem ataku nie była kradzież czy gwałt. Oprócz charakterystycznego sposobu zabijania kobiet śledczy nie mieli w zasadzie żadnych informacji o sprawcy. W pewnym momencie mieszkańcy z obawy o swoje żony i siostry zaczęli im towarzyszyć podczas podróży do domu i pracy, żeby nie musiały same przemieszczać się po zmroku. Mimo to Wampir dalej grasował w okolicach Zagłębia i siał strach na ulicach miast. Nie pomagały patrole, Wampir nie dał się także złapać na przynętę, jaką były podstawione w parkach funkcjonariuszki milicji udające potencjalne ofiary.
POLITYCZNY MOTYW SPRAWCY?
Sprawa Wampira z Zagłębia nabrała tempa po znalezieniu ciała 18-letniej Jolanty Gierek. Nie była to zbieżność nazwisk, siedemnastą ofiarą napaści mordercy była bratanica Edwarda Gierka, będącego w obecnym czasie pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Ciało dziewczyny zostało wyłowione z Przemszy 11 października 1966 roku w Będzinie. W tym samym roku w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej utworzono specjalną grupę „Zagłębie”, której nazwę w listopadzie zmieniono na „Anna” od imienia pierwszej ofiary. Celem grupy było, oczywiście, jak najszybsze schwytanie grasującego seryjnego zabójcy. Wśród badających sprawę pojawiła się teoria, iż sprawca może zabijać, by zwrócić uwagę na swoje poglądy polityczne czy antypaństwowe. Oprócz bratanicy Edwarda Gierka zginęły także m.in. Maria Gomółka (nazwisko łudząco podobne do Władysława Gomułki, który pełnił funkcję I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) oraz Jadwiga Sąsiek, której rodzina miała powiązania z milicją. Dodatkowo daty niektórych zabójstw przypadały na poprzedzające święto milicji, a także dokładnie w dzień Narodowego Święta Odrodzenia Polski, będącego najważniejszym świętem państwowym Polski Ludowej.
Jerzy Gruba, naczelnik grupy „Anna”, pisał w analizie: „Podane fakty cisną, więc pytanie dlaczego, co sprawca przez swe zbrodnie chciał osiągnąć i rzeczywiście osiągnął. Odpowiedź wydaje się stosunkowo prosta — sterroryzowanie społeczeństwa i rozgłos. Komunikaty w prasie, oficjalne apele, panika wśród kobiet i absencja w zakładach pracy wykazują bezsilność władz”.
PIERWSZY TROP

W 1968 roku wyznaczono nagrodę miliona (starych) złotych za przyczynienie się do schwytania Wampira. Gdy tylko społeczeństwo się o tym dowiedziało, Komenda Wojewódzka została zasypana listami z rzekomymi danymi poszukiwanego. Kobiety zgłaszały się też bezpośrednio, by złożyć zeznania w tej sprawie. Po dwóch latach od ogłoszenia nagrody pieniężnej doszło do — jak się później okazało — ostatniego zabójstwa zakwalifikowanego do sprawy „Anna”. Niedługo po tym morderstwie przesłuchany został Piotr Olszowy. Był on chorym na schizofrenię rzemieślnikiem z Sosnowca, który milicji był znany z donosów za znęcanie się nad rodziną. Podczas przesłuchania przyznał się do bycia Wampirem, jednak uznano, że nie ma wystarczających dowodów, by go zatrzymać. 11 marca, tydzień po ostatnim zabójstwie milicja otrzymała list od rzekomego Wampira: „to było już ostatnie morderstwo, więcej już nie będzie i nigdy mnie nie złapiecie”. Kilka dni później, w nocy z 14 na 15 marca Olszowy zabił dzieci i żonę przy pomocy młotka, a następnie oblał się benzyną i podpalił mieszkanie. W ten sposób uniemożliwił milicji odszukanie jakichkolwiek dowodów mogących potwierdzić jego wcześniejsze zeznania.
WAMPIR W GARŚCI
Presja wywierana na milicję przez społeczeństwo rosła, ludzie nie czuli się bezpieczni. Grupa „Anna” odczuwała także naciski „z góry”. Domagano się schwytania Wampira i procesu. Jerzy Gruba był świadomy, że przebieg tej sprawy może zadecydować o jego dalszej karierze. W czerwcu 1970 roku wraz z pułkownikiem Muniakiem Gruba stworzył listę 485 cech, które miały odpowiadać poszukiwanemu sprawcy.
Mimo że zabójstwa ustały, śledztwo nie zostało zakończone. Nagroda miliona złotych za wskazanie seryjnego mordercy wciąż była aktualna. Listy dalej napływały do Komendy, potencjalni świadkowie wciąż się zgłaszali, twierdząc, że wiedzą, kim jest poszukiwany. „Szukacie wampira, a to mój mąż” — w grudniu 1971 roku na policję zgłosiła się Maria Marchwicka, żona Zdzisława Marchwickiego, która złożyła obciążające męża zeznania. Marchwicka twierdziła, że jej mąż znęca się nad nią i dziećmi oraz że zmusza ją do stosunków seksualnych. 6 stycznia 1972 doszło do schwytania Zdzisława Marchwickiego. Pasował on do stworzonego wcześniej profilu, wielokrotnie mówiono także o wytypowaniu Marchwickiego przez system komputerowy, który miał być skutecznym narzędziem do wskazania mordercy.
Dowodami w sprawie, które zdecydowały o skazaniu podejrzanego była między innymi portmonetka, która należała wcześniej do jednej z zamordowanych kobiet. Została ona znaleziona w śmietniku znajdującym się nieopodal drogi, którą Marchwicki codziennie przemierzał. Nie znaleziono jednak na niej odcisków palców oskarżonego. Kolejnym z dowodów miał być pejcz, którym Marchwicki miał zabijać, ale nie był to twardy przedmiot, w przeciwieństwie do tego, którym posługiwał się Wampir. Dodatkową nieścisłością był fakt, iż Wampir z Zagłębia miał atakować lewą ręką, Zdzisław zaś był praworęczny.
Marchwicki wielokrotnie zmieniał swoje zeznania. Raz przyznawał się do zbrodni, by następnie wszystkiemu zaprzeczyć. Pojawiały się głosy, iż jego zachowanie może wynikać z nacisków i zmęczenia ciągłymi przesłuchaniami. Żona Marchwickiego także zmieniała zeznania, raz twierdziła, że mąż był agresywny, następnie zeznawała, że był zbyt uległy, by ją skrzywdzić. Prawdopodobnie Marchwicka nakłoniła także dzieci, by zeznawały na niekorzyść ojca. W czasie wielu procesów niektórzy funkcjonariusze odeszli z grupy „Anna”, gdyż nie wierzyli w winę oskarżonego.
HUCZNY PROCES

Marchwicki spędził w areszcie 2 lata, był w tym czasie wielokrotnie przesłuchiwany. 18 września 1974 roku doszło do procesu. Zainteresowanie społeczeństwa było tak ogromne, że proces musiał się odbyć w Klubie Fabrycznym Zakładów Cynkowych „Silesia” w Katowicach. Sala ta mieściła 800 osób, a na proces obowiązywały wejściówki. Ostateczne przyznanie się do winy Marchwickiego budzi wiele wątpliwości. Zapytany przez sędziego czy jest mordercą, odpowiedział: „No, z tego, co słyszałem, co się dowiedziałem, no to chyba tak”. 28 lipca 1975 zapadł wyrok — Marchwicki został skazany na karę śmierci przez powieszenie.
CIEŃ WĄTPLIWOŚCI
Z powodu niedomówień ludzie zaczęli wymyślać własne teorie. Jedną z nich wygłosił badacz sprawy Tomasz Szymborski. Według niego sprawa łączyła się z bratem oskarżonego, Janem Marchwickim. Miał on być powiązany z ostatnim zabójstwem, którego ofiarą była Jadwiga Kucianka. Jan Marchwicki był znanym z łapówkarstwa kierownikiem dziekanatu Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Śląskim. Zamordowana kobieta także była pracownicą Uniwersytetu Śląskiego, prawdopodobnie między tą dwójką występował konflikt, a Jan miał przyczynić się do jej zabójstwa. Wielokrotnie na sali rozpraw był wypraszany ze względu na ujawnianie niewygodnych faktów. Według Szymborskiego powiązanie Marchwickiego ze zbrodnią pozwoliło na „uciszenie” Jana.
Wszystkie opisane okoliczności do dziś rzucają cień wątpliwości na tę sprawę. Pojawiło się wiele niejasności. Niektórzy sądzą, iż Marchwicki był tylko kozłem ofiarnym, gdyż zabójstwa kobiet ustały po samobójstwie Olszowego. Podczas badania sprawy posługiwano się poszlakami, a nie twardymi dowodami. Gdyby śledztwo to odbywało się w dzisiejszych czasach, Marchwicki prawdopodobnie zostałby uniewinniony. Wyrok jednak wykonano. Uznany za winnego przypisywanych mu czynów Zdzisław Marchwicki został stracony 26 kwietnia 1977 roku. Godzinę później losy brata podzielił Jan Marchwicki.
Zdjęcie główne: Semko Petrovič / Archiwum
Źródła:
- https://www.rp.pl/Historia/309069927-Wampir-zZaglebia-Historia-zbrodni.html
- https://tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/wampir-z-zaglebia-czarno-na-bialym,809847.html
- https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1980915,Wampir-z-Zaglebia-%e2%80%93-te-zbrodnie-wstrzasnely-Polska
- https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,138929,19471692,wampir-14-ofiar-i-mo.html?disableRedirects=true
- https://www.newsweek.pl/wiedza/historia/wampir-z-zaglebia-czy-zdzislaw-marchwicki-mogl-byc-niewinny-przemyslaw-semczuk/wgz43pc
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Zdzis%C5%82aw_Marchwicki_(1927%E2%80%931977)