Rozpoczynając dywagacje na temat prowadzonej polityki, chciałbym nakreślić rys historyczny, który determinuję politykę USA oraz innych krajów walczących o wpływy w Ameryce Łacińskiej. Wenezuela była niegdyś przykładem dla państw regionu. Jej gospodarka opiera się głównie na ropie naftowej, co jest naturalnym skutkiem posiadania przez nią największych złóż tego surowca na świecie. Paradoksalnie petrodolary, które pozwoliły temu państwu rozkwitnąć, przyczyniły się także do jego upadku.
Oczywiście, powolny regres ekonomiczny i polityczny tego państwa spowodowany jest szeregiem czynników. Artykuł opisujący genezę problemów gospodarczych i politycznych Wenezueli (m.in. korupcja, ogromna inflacja, bieda, blokada pomocy humanitarnej) oraz obecną sytuację kraju opublikowaliśmy tutaj.
Polityka Stanów Zjednoczonych wobec Wenezueli wpisuje się w strategię ich rywalizacji z Federacją Rosyjską. Panujący w Wenezueli reżim był przez Rosję wspierany. Nie ulega wątpliwości, że upadek przyjaznego Kremlowi reżimu Maduro wpłynie niekorzystnie na pozycję Moskwy w Ameryce Południowej. Rosjanie, chcąc nadal budować swoje wpływy na półkuli zachodniej, m.in. przejmują udziały w tamtejszym sektorze naftowym.

Pauperyzacja, niestabilność polityczna i anomia nie tylko wpływają na samych Wenezuelczyków, ale też powodują, że rosyjskie inwestycje są zagrożone. Oscylują one w granicach 6,5 mld dolarów; to są pieniądze, które Rosnieft pożyczył PDVSA (Petróleos de Venezuela, S.A.). Natomiast kwota, która została spłacona, to 3,4 mld dolarów, głównie w postaci dostaw ropy. Ta niefortunna dla Wenezueli sytuacja spowodowała, że wierzyciele z Zachodu zaczęli się interesować aktywami PDVSA. Postępujący krach w Caracas ma niekorzystne skutki dla Rosji, która może stracić zainwestowane miliardy. Nie bez znaczenia jest również rewolucja polityczna w Wenezueli.
W związku z tymi problemami Rosja oskarża Stany Zjednoczone o próbę stworzenia kolejnej „kolorowej rewolucji”, chcąc rozszerzyć swoje wpływy i uczynić Wenezuelę kolejnym amerykańskich przyczółkiem w regionie. Wszystkie działania prowadzone przez dyplomację rosyjską wobec Wenezueli są nakierowane na wsparcie reżimu prezydenta Maduro. Istotnym czynnikiem jest też nieformalna pomoc Federacji Rosyjskiej, w tym ułatwianie sprzedaży rezerw złota czy wsparcie na płaszczyźnie doradztwa wojskowego. Można wysnuć wniosek, iż celem Rosji w przypadku upadku prezydenta Maduro jest maksymalne przedłużanie agonii reżimu, brnięcie w kryzys, a na samym końcu doprowadzenie do takiej katastrofy sektora naftowego Wenezueli, aby odbudowa wydobycia i potencjalne przywrócenie eksportu trwało jak najdłużej.
Co w takiej sytuacji robią Stany Zjednoczone? Bez wątpienia polityka administracji Donalda Trumpa spowodowała niepokój wśród państw latynoamerykańskich co do kierunku przyszłego rozwoju ich stosunków bi- oraz multilateralnych. Z nieprzychylnym odzewem spotkały się te decyzje prezydenta, które odwoływały się do zobowiązań handlowych, bezpośredniego zaostrzenia polityki imigracyjnej czy zmniejszenia pomocy zagranicznej. Takie działania polityki Trumpa mogą oznaczać degradację tradycyjnie silnej pozycji USA w regionie na korzyść nie tylko Rosji, ale też Chin, chętnie inwestujących na rynkach w różnych częściach globu.
Nieudana próba przewrotu
W artykule „W poszukiwaniu straconego (k)raju. Rewolucja w Wenezueli” opisaliśmy formalne przejęcie władzy w Wenezueli przez opozycję na czele z Juanem Guaidó, który ogłosił się tymczasowym prezydentem. Jeszcze tego samego dnia został oficjalnie uznany za prezydenta m. in. przez USA, Kanadę, Brazylię oraz Argentynę. Obecnie jest uznawany za prezydenta przez 54 państwa. Guadió liczył na poparcie wojska, jednak na jego stronę przeszło zaledwie kilkudziesięciu żołnierzy. Niepowodzenie puczu zostało przez niektórych odebrane jak porażka Stanów Zjednoczonych. Marsze i demonstracje na ulicach Caracas i innych miast nie poskutkowały odejściem socjalistycznych populistów, którzy zrujnowali gospodarkę tego kraju. Guaidó sam przyznał, że zbyt mało żołnierzy przeszło na jego stronę, żeby przewrót mógł okazać się skuteczny. Można wyjść z założenia, że dopóki armia będzie po stronie Nicolása Maduro, dopóty niewiele w kraju się zmieni. Sekretarz stanu USA Mike Pompeo przyznał nawet, iż zmiana reżimu była już potwierdzona, ale zainterweniowali Rosjanie, którzy przekonali Maduro do pozostania w kraju. Można jedynie spekulować, że prezydent miał wylecieć na Kubę lub do samej Rosji.
Doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa John Bolton potępił Hawanę i Moskwę, mówiąc, że wspieranie Maduro prowadzi do eskalacji napięć i kolejnych sankcji. Sergiej Ławrow, rosyjski minister spraw zagranicznych, oskarżał Amerykanów o łamanie prawa międzynarodowego poprzez wtrącanie się w sprawy Wenezueli. Dla Rosjan bez znaczenia jest fakt, że gospodarka kraju jest pochłonięta przez kryzys, a inflacja liczona jest w milionach procent rocznie. Ciężko będzie o konkretne zmiany, dopóki generałowie popierają Maduro, a Kreml dba o to, aby tak pozostało.

Trudno nie ulec wrażeniu, że działania Rosji oraz odpowiedź Białego Domu mogą mieć opłakane skutki. W Wenezueli pojawili się ostatnio rosyjscy żołnierze wraz z szefem sztabu wojsk lądowych, co pokazuje znaczenie tego regionu dla Kremla. Oczywiście, przylot rosyjskich żołnierzy usprawiedliwiany był porozumieniem o współpracy sprzed kilku lat.
Ostentacyjne działania Federacji Rosyjskiej i możliwość utworzenia bazy wojskowej niedaleko Caracas mogą wpłynąć na zwiększenie obecności wojsk amerykańskich na całym kontynencie. Prowadzenie działań zbrojnych i wywoływanie potencjalnego zagrożenia konfliktem zbrojnym nie jest niczym nowym dla wymienionych wcześniej państw. Miejmy nadzieję, że będzie inaczej niż w przypadku kryzysu kubańskiego.
Polityka aktualnych władz Stanów Zjednoczonych w stosunku do Ameryki Południowej, w tym do samej Wenezueli, jest selektywna. Koncentruje się na stosunkach z wybranymi partnerami i jest definiowana poprzez ogólną wizję relacji zewnętrznych, choćby poprzez wspomniane wcześniej regulacje handlowe. Relacji z Wenezuelą nie poprawi również nowe prawo migracyjne w USA. Ogromny kryzys, który spustoszył to południowoamerykańskie państwo, spowodował exodus ludności, który według różnych rachunków może liczyć nawet 6 milionów osób.
Bogatsi migranci będą najprawdopodobniej próbowali przedostawać się do Stanów Zjednoczonych. Zaostrzający się kryzys gospodarczy i humanitarny oraz nasilający się konflikt między rządem Maduro a opozycją reprezentowaną przez Guaidó wzbudzają obawy państw amerykańskich o rozwój sytuacji w tym kraju. USA pozostają głównym partnerem handlowym Wenezueli, ale rząd tego państwa należy do ich największych krytyków w regionie. W odpowiedzi na podważanie porządku konstytucyjnego przez wenezuelskie władze administracja Trumpa nałożyła sankcje na ich przedstawicieli. Jak dotąd okazały się one nieskuteczne, a ich ewentualne zaostrzenie może mieć negatywne skutki dla interesów USA. Jednocześnie administracja Stanów Zjednoczonych współpracuje z państwami regionu w ramach Organizacji Państw Amerykańskich, ale nie zdołała uniknąć fiaska podczas przyjmowania rezolucji ws. Wenezueli. Niepowodzenie — wynikające ze sprzeciwu państw karaibskich, korzystających m.in. z taniej wenezuelskiej ropy — obnażyło ograniczone możliwości USA w budowaniu koalicji poparcia w regionie.
Działania administracji Trumpa wydają się nie mieć długofalowej strategii, bardziej opierają się na doraźnej taktyce. Nie powinno to dziwić, ponieważ Stany Zjednoczone nieraz pokazały, że operacje, które przeprowadzają, mają raczej charakter ad hoc. Egzemplifikacją tej teorii jest choćby Irak. Stany Zjednoczone skupiają jak w soczewce państwa, dzięki którym mogą się wzbogacić w sposób materialny, polityczny czy geostrategiczny. Podczas swojego pierwszego przemówienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2017 roku Donald Trump przedstawił warunki dla zapewnienia międzynarodowej stabilności. Już wtedy wspomniał o Wenezueli oraz Kubie jako o państwach, gdzie wierna implementacja realnego socjalizmu w konsekwencji sprowadziła na tamtejszą ludność cierpienie i spustoszenie. Jeżeli chodzi o stosunki gospodarcze USA–Wenezuela, to można zauważyć coraz to nowe sankcje nakładane na surowce Wenezueli. Jest to wyraźne odcinanie kroplówki Maduro.

Wbrew pozorom sprzedaż wenezuelskiej ropy nie jest tak łatwa, jak w przypadku innych państw. Nie chodzi tylko o sankcje czy fakt, że brak inwestycji w sektorze wydobywczym znacznie zmniejszył potencjał naftowy tego kraju. Główny problem Caracas, a jednocześnie szansą Waszyngtonu na pomoc opozycji, są dość specyficzne warunki transportu i wydobycia wenezuelskiej ropy. Jej największe złoża są w delcie rzeki Orinoko. Aby ropa nadawała się do przerobu i sprzedaży za granicę, jej gęstość musi zostać zmniejszona — do tego używana jest nafta. Dane Amerykańskiej Agencji Energetycznej pokazują, że w 10 miesiącach 2018 roku import ropy i jej produktów z USA do Wenezueli wynosił średnio ok. 120 tys. baryłek dziennie. Część amerykańskich rafinerii potrzebuje ropy, jaka jest wydobywana w Wenezueli. Zaś zastępowanie innym rodzajem ropy byłoby nieopłacalne, ponieważ nakładałoby dodatkowe koszty związane choćby z transportem.
Źródła:
http://www.pism.pl/publikacje/biuletyn/nr-76-1518
Amerykański Przyczółek: Rosja wobec kryzysu w Wenezueli
https://www.defence24.pl/trump-w-onz-realizm-zasad-w-dobie-zagrozen-analiza
https://www.defence24.pl/wenezuela-maduro-powieksza-milicje-i-wzywa-do-pracy-przy-produkcji-zywnosci
Zdjęcie tytułowe: Shutterstock.